Struktura światła w wodzie i przestrzeni kosmicznej to to samo zjawisko?
Chciałbym przedstawić alternatywną wizję struktury przestrzeni kosmicznej wg. mojej koncepcji. Skoro naukowcy mogą dowolnie improwizować w teoriach z czapki, uprawomocniając je przy pomocy jednej poszlaki (patrz red szift i Big Bang) to i ja mogę (w ramach wolności naukowej która oficjalnie oczywiście nie istnieje).
Jest to struktura bez wielu niepotrzebnych udziwnień, jak traktuje o tym wydumana bezpodstawna teoria strun czy równie oczywista teoria wielkiego wybuchu, wynikających z ponoć klarownych równań matematycznych. Matematyka wcale nie musi odzwierciedlać natury i zwykle jeśli ją opisuje, to z błędami bo nie da się opisać prostym wzorem tysiąca różnych delikatnie wpływających na siebie czynników, choć prawo zawiadujące przestrzenią które wszyscy zawodowi i mniej zawodowi fizycy chcą odkryć, jest i musi być tylko jedno. Jednak jest ukryte na nie do końca fizycznym poziomie, ponieważ matematyką nie można opisać zjawiska istnienia oraz źródła pochodzenia świadomości czy po prostu ogólnie informacji obecnej w naturze, do których nie nawiązują niestety, wymienione teorie. To gruby minus bo pominięta zostaje największa enigma za pomocą której w ogóle zachodzi nasze i jakiekolwiek istnienie przez które mamy choćby możliwość badania rzeczywistości. Czyżby nauka bała się spojrzeć z tyłu najpierwszego narzędzia, za którego pomocą bada naturę? Świadomość jest obserwowalnym choć oficjalnie nie wyjaśnialnym FIZYCZNYM zjawiskiem bo występuje w przyrodzie zamaskowana w geometrycznym pięknie wszelkich naturalnych żywych a nawet nieożywionych struktur, co sprawia że wszystkie główne teorie fizyczne są co najmniej nieodpowiednie a nawet niewiarygodne jeśli przemilczają ten fakt, za którego stwierdzenie Giordano Bruno musiał zginąć z rąk inkwizytorów, z których działania wyewoluowała właśnie nowożytna "nauka".
Bo jeśli okaże się kiedyś dobitnie iż zamiast niedopracowanej ewolucji, to zasób informacji ukryty w oceanie świadomego, inteligentnego fluidu wypełniającego przestrzeń kosmiczną, w którym unosi się materia, jest fundamentem istnienia poprzez który wszystko się przejawia i samorealizuje którego odkrycie sprawia problemy nawet fizyce kwantowej, to jaki sens ma dzisiejsza szerokopojęta fizyka w tym kontekście? Żaden. Nie załatwia w 21 wieku nawet spraw technicznych jak choćby antygrawitacja a już pcha się w tematykę nic nie wnoszących do życia, krańców Wszechświata czy innych pustych dywagacji jak rzekoma wielowymiarowość przestrzeni.
Wyobraźmy sobie teraz przestrzeń kosmiczną jako świadomy fluid podobny do oceanu na inteligentnej planecie opisanego w powieści Stanisława Lema "SOLARIS" i przedstawionego w filmie o tym samym tytule. Przestrzeń bez pojęcia czasu, którego natura przez swoją nieograniczoność i brak potrzeby pomiaru jakichkolwiek swoich procesów nie potrzebuje, tak jak nie potrzebuje ograniczeń dla przestrzeni kosmicznej. Z resztą w skali kosmicznej nie ma sensu pomiar zarówno wielkości przestrzeni, jak i pomiar czasu jej trwania bo zwyczajnie nikomu takie szacunki nie są potrzebne, bo i po co? Dla sportu? Zawsze będą niedo- lub przeszacowane. Nie takie szacunki są potrzebne. Przynajmniej nie przyszłym astronautom na etapie odkrywania Układu Słonecznego czy nawet naszej Galaktyki.
Niech ta wyobrażona przez nas na nowo przestrzeń będzie o trzech a nie dziesięciu wymiarach jak obecnie, lub niech raczej będzie w jednym trójwymiarze. Inne wymiary nie są w naturze potrzebne tak samo jak możliwość lotów kosmicznych przez fantastycznonaukowe "zaginanie" przestrzeni które również jest niemożliwe. Psułoby to koncept i spokój natury. Jeśli natura nie ma potrzeby zaginać przestrzeni (w jakim celu?) to z automatu my nie możemy tego zagięcia wykorzystać. To w ten sposób należy rozumieć możliwości jakie oferuje natura. Natura nie potrzebuje = my nie możemy użyć danej opcji bo NIE ISTNIEJE w przyrodzie. Po co naturze rolowana przestrzeń??? Za to przestrzeń świadoma monomorficzna nieruchoma struktura bez potencjału elektrycznego, w formie protofotonowego płynu w którym każdy ruch powoduje zawirowania, tworząc toroidalnie wirujące z różnymi prędkościami "bąble" które my obserwując, nazwaliśmy fotonami jest BARDDZO potrzebna. Bo to podkład choćby dla propagacji światła. Światła, promieniowania, pola elektromagnetycznego. Zapomnijmy także o jakimkolwiek dualizmie korpuskularno- falowym. Prędzej patrząc na matrycę natury powiedziałbym że skoro prenatalnie mamy wgląd że życie wyszło z wody i nauczyło się oddychać powietrzem, można przyjąć że schemat ewolucji będzie umożliwoał oddychanie i" pływanie" w OCZYWIŚCIE ŻE CZĄSTECZKOWEJ- BO FOTONOWEJ przestrzeni kosmicznej. Tak jak obecnie skarabeusze używają do lotu antygrawitacji, przed startem elektryzując odnóża, tak bio-humano-elektro-droid będzie lub już gdzieś w kosmosie jest zdolny oddychać i "pływać" elektrycznie w przestrzeni kosmicznej BEZ POJAZDU!! Jest to jak najbardziej możliwe, choć pewnie gdzieś pod koniec drogi rozwoju bioorganizmu Wszechświata. Podobnie jak "zielone ludziki" mają zapewne zdolność do oddychania wg mechanizmu > CO² > O² > CO² > O² > w procesie fotosyntezy tlenu. Wtedy płuca będą zbędne bo dla zapewnienia ciągłości oddychania wystarczy jedynie zielona skóra z chlorofilem lub czymś o podobnych własnościach i światło wprost z aktualnie pobliskiej gwiazdy. Usta byłyby potrzebne tylko dla przyjmowania pożywienia a do porozumiewania się użyliby telepatii świetnie działającej wyłącznie gdy mamy transmiter świadomości w postaci całego Wszechświata. Wszystkie istoty świadome używają tylko jednej nierozerwalnej, niepodzielnej, monolitycznej świadomości czy pola informacji o wielkości Wszechświata, tak jak bakterie komunikują się w organizmie człowieka zależne od jego ogólnego stanu psychofizycznego. Nie istnieje reinkarnacja. Po prostu każda świadoma istota, czyli wyposażona w zmysły wzroku, słuchu i mobilności, myśli że jest odrębnym bytem a faktycznie w tym momencie świadomość Wszechświata nasłuchuje i patrzy KAŻDYMI dostępnymi OCZAMI na materialny wyraz okolicznej samej siebie. Dlatego świadomości nigdy do pliku nie zapiszemy. Jest to w tej sytuacji logicznie niemożliwe.
Wracając- każde promieniowanie to nie fala LUB cząstka a dookólna FALA CZĄSTEK, przypominająca swoją warstwową konstrukcją cebulę, powołana do ruchu innym ruchem, w tym początkowo promieniowaniem reliktowym, pod warunkiem że, jak nam mówią, dociera do obserwatora z każdej strony Wszechświata. Fala tak gęsta od cząsteczek że przypomina zwarty ale elastyczny monolit, w którym fale następują jako minimalne naprzemienne rozrzedzenia i zagęszczenia tych wewnątrz nieco odkształconych ruchem toroidalnych "bąbli", choć jeszcze nie magnetycznych monopoli. Gdy emitujesz sztuczne promieniowanie za pomocą anteny (jedyny działający choć otwarty obwód elektryczny) wywołujesz przepływ prądu (przez otaczającą go przestrzeń a więc także w przewodniku jest to przepływ fotonów). Antena jest tu po prostu pompą dla fotonów. Poruszasz dosłownie drobnocząsteczkową przestrzenią jak jakimś płynem. Można powiedzieć że "podkładem" rzeczywistości znajdującym się pod ciśnieniem. Stąd przez ścisłe ułożenie tych bezenergetycznych quasicząsteczek już przy minimalnych mocach możesz generować fale na znaczne odległości w tzw. "pustej" wg nauki przestrzeni. Jednak "gubią się" one docierając do materialnych obiektów jak choćby powierzchnia Ziemi o bardzo niskim potencjale, ponieważ wzbudzone fotony wtedy wychwytywane są w atomowe sieci orbitali ciał stałych. Najwięcej promieniowania pochłonie /zatrzyma właśnie ciało stałe z powodu dużej ilości zwartych orbitali. W tym oczywiście ciało człowieka zbudowane w 78 % z wody. Dlatego trzeba rozstawiać gęsto nowoczesne nadajniki telekomunikacyjne 4G i 5G bo ich częstotliwość zawiera się w paśmie 2,4 Ghz, co odpowiada częstotliwości rezonansowej cząsteczki wody powietrzu lub częstotliwości działania mikrofalówki. Przy złej pogodzie, duża wilgoć i deszcz w powietrzu silnie tłumi tę częstotliwość a sokoro tak to ciało człowieka również... To tak dla informacji.
Tak zwany ładunek elektryczny którego nauka nigdy dokładnie nie wyjaśniła, mówiąc nam że "elektrony" posiadają ładunek ujemny a "protony" dodatni, jest rodzajem zjawiska podobnego do erozji gleby gdzie erozja jawi się tam jako wyższy potencjał dla wygładzenia powierzchni gruntu planety po jego wypiętrzeniu (np. zderzeniem lub erozją elektryczną jaką widzimy na powierzchni Marsa- o tym w przyszłym poście) gdy mamy do czynienia ze skalistym ciałem stałym niwelowanym przy pomocy obecnej na nim cieczy lub też gazu.
Jeśli nie ma różnicy poziomów potencjału elektrycznego, prąd nie płynie. Różnica tworzy się przez zmiany ilości cząsteczek (fotonów) między dwoma przykładowymi punktami w przestrzeni która sama w sobie jest na wielkich przestrzeniach nawet niezłym izolatorem. Lecz w końcu wraz z odległością, wzrost potencjału jako subatomowego rodzaju ciśnienia stał się tak duży że w wyniku jakiegoś zawirowania (Promieniowanie Reliktowe/ Głos Pana- patrz S. Lem) kiedyś nastąpiło pierwsze samoistne przebicie, którego powtórzenia z powodu echa mogą zdarzać się gdzieś w większej kosmicznej pustce cały czas aż do dzisiaj. Kreacja materii następuje po przekroczeniu bariery, kiedy to następuje z początku niewidoczne, wywołane różnicą ilościową fotonów pomiędzy tymi punktami, niewykrywalne wielkoskalowe załamanie oporu i wyładowanie plazmowe. W wysokiej temperaturze, ciśnieniu i napięciu (co w istocie jest jednym i tym samym zjawiskiem wynikającym z różnicy ciśnień), jedne fotony (wirujące sfery o ściance trudniejszej do przeniknięcia niż ich wnętrze, ze względu na wysokie obroty) wdostały się do wnętrza drugich (prawdopodobnie dwa fotony wewnątrz trzeciego). Tak powstały pierwsze proste dipoloidalne materiozymale - ale już magnetyczne cząsteczki służące materii jako jądra atomowe. Wg mnie jest to najprostszy pierwiastek wcześniej obecny (a dziś już nie) w tablicy Mendelejewa i nazwany przez twórcę "koronyi".
Są to pierwsze złożone z tych cząstek orbitale a wraz z nimi... materialna strona Wszechświata w którego podobno pustej przestrzeni - nie tylko w materialnych orbitalach- odnajdziemy fotony w stanie wolnym. Celowo nie użyłem słowa "elektrony" ponieważ one nigdy nie istniały oprócz honorowego miejsca w ludzkiej dualistycznej wyobraźni. Na orbitalach niestety znajdziemy WYŁĄCZNIE fotony. Znajdziemy je także nawet w najprostszych materiozymalach magnetycznych w centrum atomu jak je tu określam z braku naukowej nomenklatury dla tego prostego tworu. W tym sensie rozbijanie cząstek w akceleratorach nie ma sensu. Nie takiej wiedzy potrzebujemy. Nie istnieją żadne gluony, kwarki i inne barwnie choć bezzasadnie ponazywane cząstki. Wszystkie one powstały na bazie niewłaściwego zrozumienia natury podczas procesów jej rozbicia które trwają ułamki sekund. Więc nie zobowiązują te procesy i twory w nich krótkotrwale powstałe do jakiegokolwiek nazywania ich. To są kawałki rozszarpanych pól elektromagnetycznych. A co tworzy te pola to już wiemy. Fluid Wszechświata który gdy nie poruszony- nie jest nawet fotonami...
Idąc dalej, w następnym kroku po pierwszych wyładowaniach, formują się włókna wzdłuż których poprzez skurcz plazmy pojawiają się galaktyki a w nich z kolei powstają gwiazdy. Pytanie pozostaje jedno. JAK to świadome COŚ które występuje tu pod postacią przestrzennego świadomego fluidu wywołało to pierwsze zaburzenie w fotonowej przestrzeni. Można i postawić drugie. Skąd wzięła się cała ta świadoma przestrzeń. Trzecie - jak gromadzi informacje które pozwalają odtwarzać podobne właściwościami żywe twory w całym Wszechświecie? Do udzielenia solidnej odpowiedzi potrzebne będą już nie tylko nawet astronautyczne podróże aby móc spojrzeć z zewnątrz tej struktury, co głęboki wgląd odpowiednio przygotowanych psychofizycznie medium parapsychologicznych w tą monolityczną świadomą strukturę.. O ile się da... Bez tego, będą to ciągłe bezowocne dywagacje.
Wszechświat funkcjonuje mechanicznie w oparciu o ciśnienie powstałe z ruchu wynikającego z początkowej wibracji nadającej materialnym cząstkom kształt dipoloidalny - biegunowy a podstawą technicznego zrozumienia i wykorzystania działania WSZYSTKICH sił we Wszechświecie jest istota powstałego w ten sposób pola elektromagnetycznego czyli wiru osiowego z płaszczyzną wyrzutu cząstek znajdującą się dokładnie w połowie pomiędzy biegunowymi lejami tego pola. Ta struktura której nie udało mi się do tej pory całkowicie zrozumieć, istnieje zarówno wewnątrz jądra atomu jak i na zewnątrz naszego świata w postaci pól elektromagnetycznych ciał niebieskich, To jest ta sama struktura wiru , wywoływana tym samym schematem, prawem natury. Na ziemskim równiku pomiędzy połówkami pola obserwujemy osłabienie tego pola ze względu na prostoliniowy silny wyrzut cząstek z wewnątrz pola. Nie przechodzą one w żadne z obu półsfer pola magnetycznego Ziemi. Giną w przestrzeni powodując efekt orbity geostacjonarnej. Odnoszę wrażenie że gdy obserwujemy jak, podobno fotonowe pola magnetyczne jednoimienne się nadciśnieniowo odpychają a różnoimienne podciśnieniowo przyciągają, są ukształtowane ostrzowo tak że powodują mimowolny ruch fotonów w kierunku ostrza, węższej strony tej struktury atomowej. Za taki efekt mogą być odpowiedzialne te pierwiastki których pojedynczy atom przypomina taki dipol swoim kształtem.
Sama zaś przestrzeń gdyby pozbawić ją tej startowej wibracji ze swym nieokreślonym źródłem, powodującym wysyp elektrycznych, plazmowych włókien, "jawi mi się tedy" piątym świadomym elementem (brakującym stanem skupienia) niewykrywalnym gdyż te quasi cząsteczki - "proto-fotony" NIE SĄ JESZCZE W RUCHU. Nie generuje ona potencjału możliwego do zmierzenia jakimkolwiek obecnie dostępnym przyrządem elektrycznym/pomiarowym. W przestrzeni takiej konstrukcji mamy możliwość łatwej, analogicznie z pozostałymi stanami skupienia, propagacji stałych pól grawitacyjnych i stałych pól magnetycznych, które są jej niskoenergetycznym ruchem. Także propagacji wysokoenergetycznego światła i zmiennych pól elektromagnetycznych. W tym kontekście rzekomo odkryte fale grawitacyjne mogą być jedynie zniekształceniem cząsteczkowej (wzbudzonej) przestrzeni w wyniku emisji promieniowania po wybuchu supernowej albo omyłkowo doń przypisanymi falami elektromagnetycznymi wynikłymi z rozszczepienia lub łączenia wirów czarnych dziur - osi wirowania spiralnych galaktyk o których pisałem w jednym z pierwszych postów.
Jeśli uznać fotony za rodzaj podstawowego, wysoko szlachetnego gazu, a zawsze mamy prawo to zrobić dla rzeczowej unifikacji tego naukowego bałaganu, bo niektóre z poczynionych przez człowieka naukowych podziałów w naturze, mogą wprowadzać więcej zamieszania niż porządku, to podobnie jak obserwujemy to w ziemskiej atmosferze, przy wielokrotnie większych odległościach następuje tłumienie promieniowania, w wyniku czego dociera do nas wyłącznie czerwona (działająca regeneracyjnie w przestrzeni kosmicznej barwa światła- moim zdaniem nie przypadkowo- patrz podróże kosmiczne w narażeniu na promieniowanie, stąd też tak jest dobrany kolor pisma mojego bloga).
Galaktyka Andromedy w tym świetle, nie zbliża się lecz przekazuje nam całe dostępne promieniowanie z przewagą nadfioletowego promieniowania czego powodem jest wyłącznie jej bliskie położenie względem naszej galaktyki Drogi Mlecznej. Dlaczego czepiam się Andromedy? Bo jest to jednocześnie najbliższa i jednocześnie jedyna galaktyka która mruga do nas prowokacyjnie w nadfiolecie, tak jak ja prowokacyjnie piszę ten post. Ona wcale się nie zbliża. Przez cząsteczkową strukturę przestrzeni przy tak "minimalnej" odległości bez trudu przebija się do nas KAŻDE wysyłane z niej promieniowanie w każdej możliwej nadanej częstotliwości. Tylko przez zwiększający się opór przewodnika jakim jest coraz dalsza przestrzeń kosmiczna "gasną" wszystkie wyzsze wibracje. Podobnie jak jest to z dźwiękiem w atmosferze. Bas wystarczy umieścić byle gdzie a będzie słyszalny, natomiast głośniki z wysokimi dźwiękami trzeba dublować co jakiś odcinek odległości. Być może tak jak nie możemy za pomocą słuchu skutecznie wyodrębnić źródła dźwięku niskich częstotliwości, tak samo analogicznie, nie ma możliwości odnalezienia źródła propagacji promieniowania reliktowego...
Każda cząsteczka powyżej fotonu czyli jego bardziej złożonych kombinacji zwanych energią czy pierwiastkami, jest wirującym i przemieszczającym się z różnymi prędkościami i różnej ilości warstwami a więc i energiami, dwu- lub multi- toroidalnym polem elektromagnetycznym, które w zestawieniu z podobnymi cząsteczkami tworzy oprócz materii, zmienne fale elektromagnetyczne o różnych częstotliwościach lub stałe pola magnetosferyczne. Przy odpowiednio dobranych częstotliwościach generacji, można za pomocą fal elektromagnetycznych rozproszyć do postaci podstawowych cząsteczek fotonowych, wszystkie stany skupienia, nawet ciała stałe. Każdy kawałek materii w istocie jest przezroczysty. Jego widzialność zależy jedynie od promieniowania którym zostanie oświetlony. Nie ma tu tak na prawdę i nigdy nie było wyraźnych granic, nie ma sensu podział na osobne elementy, który zakłóca zrozumienie istoty Wszechświata jako ściśle połączonej i bezzwłocznie reaktywnej całości.
Problem doboru bezpiecznego promieniowania do budowanej technologii w świetle powyższego opisu zależy od częstotliwości która nie powoduje dekonstrukcji orbitali fotonowych. Dekonstrukcja może zachodzić zarówno przez doładowywanie walencyjnych powłok zewnętrznych jak i ich rozrywanie w przypadku pierwiastków o wiązaniach aktywnych chemicznie. Na tej podstawie można domniemywać że równie łatwy jest proces uaktywniania pierwiastków całkowicie szlachetnych lub rozdziału złożonych substancji za pomocą odpowiednio dobranych częstotliwości. Pomyśl tu o sieciach telefonii komórkowej lub choćby o możliwości wyodrębnienia tlenu z CO2 dla poprawienia mobilności kombinezonów astronautycznych.
Cały Wszechświat w istocie przypomina jeden wielki żywy i świadomy organizm, tylko że z naszej mikro perspektywy nie widać czy jesteśmy bakteriami czy roztoczami na plecach większego organizmu skoro gigantyczne mgławice przypominają komórki z wakuolami a pod mikroskopem z kolei wszystko wydaje się równie symilarne.
Warto rozważyć czym jest spowodowana siła nakłaniająca do wirowania i ruchu cząsteczki fotonów jak ich bardziej złożone fraktalne struktury zwane atomami. Prawdopodobnie to co nauka odkryła nazywając promieniowaniem reliktowym, pobudza wibracjami fotony uwięzione w materii jednocześnie ją tworzące, do pozostawania w aktualnym stanie energetycznym. Jednak zaniżenie poziomu wibracji może powodować że fotony budulcowe przestrzeni staną się zupełnie nie rejestrowalnym elektrycznie bytem, i wydaje się, jakby przestrzeń będąc bez dostępu reliktowego promieniowania dążyła samoistnie i świadomie do tego aby stać się największym jak to tylko możliwe w takich warunkach, nierozdzielnym monolitem tej konstruującej wszystko świadomości.
W tym sensie daremne moim zdaniem jest rozbijanie materii w LHC czy THC ponieważ struktury odkryte jako rzekome kwarki nie mogą samodzielnie istnieć w naturze. Powstają w czasie eksperymentu tak samo jak nietrwałe pierwiastki np. Technet. W niczym nie biorą one udziału poza przypadkiem destrukcji aby zaraz zniknąć w tle przestrzeni. Notabene rzekome kwarki, elektrony, grawitony, jak i fotony wydają się być po zebraniu i porównaniu informacji, tą samą cząsteczką ponieważ są tej samej (nauka mówi że punktowej lub nieokreślonej) średnicy. Więc jaki jest też sens je osobno nazywać? Jak podoba się Wam ta oto prosta wizja jak Brzytwa Ockhama? Teoria Wszystkiego to nie jest, bo nie mogę przeniknąć zjawiska świadomości które tworzy pole fotonowe zwane przez nas przestrzenią. Ale gdyby tak (jakimś cudem) zamiast kolejnych wojen, wszystkie narody zrzuciły fundusze na masową elektroastronautykę, wtedy patrząc na Wszechświat spoza gęstych gromad galaktyk i dzieląc się wrażeniami z podróży, można by było zrozumieć znacznie więcej...