Translator

Popularne posty

Odwiedzający

Polecany post

MagnetarTechProject - astronautyka drogą bez odwrotu

Już od siódmego roku życia dzięki dziecięcej pasji rozbudzonej dziwnymi dla mnie wtedy powtarzającymi się snami, pełnymi futurystycznych wiz...

Obserwatorzy

O mnie

Moje zdjęcie
Niezależnie od narzuconych przez system schematów myślenia, w czasach masowego zwiedzenia a raczej informacyjnej wojny, w oparciu o logikę i filozofię, drogą wiodącą pomiędzy nauką, przypominającą miejscami fantazję bądź religię a teoriami spiskowymi będącymi formą obrony społecznej przeciw manipulacjom systemu, jako osoba od urodzenia nie asymilująca się ze skrzywionym humanistycznie społeczeństwem, postaram się oddzielić informacyjne ziarno od plew dla nowej cywilizacji, prawa, nauki i technologii. Kłamstwo zawsze jest skomplikowane, a prawda jest tak prosta, jak Wszechświat, który wiecznie i niezmiennie posiada jedno źródło i prawo.

08 lutego, 2023

Prąd elektryczny

 






Co to jest prąd elektryczny? W jakim kierunku płynie prąd? Czym jest umowny kierunek prądu? Czy prąd stały może płynąć w dwóch kierunkach jednocześnie? Czy ktoś pomylił kierunki?
Będąc dzieckiem znalazłem w domu starą komunistyczną książkę traktującą o podstawach elektroniki. Autor porównywał w niej napięcie i prąd elektryczny do płynącej wody. To tam pierwszy raz przeczytałem, że prąd płynie od plusa do minusa.
Kiedy nastały czasy Internetu, okazało się, że prąd zaczął płynąć odwrotnie, a z tym kierunkiem plus-minus to tylko taka ogólnoświatowa umowa, której wszyscy się teraz trzymamy. O co chodzi?
Najbardziej zastanawiała mnie jednak kwestia- skoro znamy rzeczywisty ruch prądu w przewodach, to po co nam ta cała „umowa”? Dlaczego po prostu tego nie zmienimy, upraszczając przy okazji całe zagadnienie? 
Twórcą całego tego zamieszania był Amerykanin Beniamin Franklin – człowiek znany z tego, że chciał za pomocą latawca ściągnąć na ziemię elektryczność. Twierdził on, że błyskawice nie są oznaką "gniewu bogów", a jedynie nieco większymi i groźniejszymi iskrami elektrycznymi. Dla potwierdzenia swych słów postanowił wypuścić w trakcie burzy latawiec i z jego pomocą złapać nieco ,,iskier” do słoika.








Franklin puszcza latawiec

     Franklin z synem puszczają latawiec, próbując złapać elektryczność do "słoika". Podobne próby łapania piorunów przeprowadzałem ze starszym bratem w nieco późniejszym dzieciństwie :) 








Historia tego szalonego eksperymentu od samego początku budziła wiele kontrowersji, dzieląc świat nauki nad dwa obozy. Część badaczy twierdziła że do wspomnianego łapania błyskawic nigdy nie doszło. Inni nie widzą powodu, by tak rzetelny naukowiec jak Benjamin Franklin miał kłamać. 
Koniec końców całe to zamieszanie doprowadziło do wynalezienia piorunochronu – urządzenia, które do dziś uratowało życie milionom ludzi i które bez niezwykłego wizjonerstwa Franklina najpewniej długo by jeszcze nie powstało. Oczywiście koncepcja łapania błyskawic nie była ostatnim słowem Amerykanina w kwestii elektryczności, ani też ostatnim wywołanym przez niego sporem.
Niedługo potem Franklin wraz ze swoim zespołem wysnuł teorię, jakoby elektryczność miała dwie natury, które nazwali ładunkiem dodatnim (+) i ujemnym (-). Co ważne, w tamtych czasach (około 1750) nie znano jeszcze cząstek elementarnych, dlatego elektryczność porównywano do wody. I wcale nie była to taka niedorzeczna teoria co postaram się wykazać.

Jeśli dany obiekt posiadał dużo elektryczności to stawał się dodatnio naładowany. Z kolei niedobór elektryczności stanowił ładunek ujemny. Według Franklina, zbliżając do siebie dwa przeciwnie naładowane obiekty, "płyn elektryczny" naturalnie spływał od ładunku dodatniego do ładunku ujemnego, niczym wodospad. Teoria ta miała sens, a do tego potwierdzały ją liczne eksperymenty niezależnych naukowców.
Przez kolejne lata rozwój badań nad elektrycznością nabrał skali i tempa kuli śniegowej. Odkrywano sposoby na przesyłanie elektryczności przewodami, opisano zjawisko elektromagnetyzmu i stworzono nowe urządzenia elektryczne takie jak bateria czy żarówka. Ludzie coraz lepiej rozumieli elektryczność, a teoria "elektrycznego płynu" przestała temu rozumieniu odpowiadać. 
Po około 150 latach, kiedy to (rzekomo) odkryto elektron jako najmniejszą cząstkę obdarzoną ładunkiem, stało się to dowodem (czytaj "nauka przyjęła") że:

elektryczność to nie żaden płyn, a fizyczne cząstki, które "niosą ze sobą ładunek".

ładunek ujemny nie jest ,,niedoborem płynu elektrycznego”, a nadmiarem elektronów.

ładunek dodatni nie jest ,,nadmiarem płynu elektrycznego”, a niedoborem elektronów.

Nauka oficjalna twierdzi że zbliżając do siebie dwa przeciwnie naładowane obiekty, elektrony przeskakują z obiektu ujemnie naładowanego na obiekt dodatnio naładowany-czyli że elektryczność płynie odwrotnie niż zakładał Franklin. To tak jakby woda zaczęła nagle płynąć pod górę a Ziemia nie miała niskiego potencjału lecz najwyższy! Albo gdy w hipermarkecie dotykasz metalowej poręczy to elektrony biegną z poręczy do Ciebie.  Czyżby??

Dawniejsi fizycy a raczej alchemicy ze szkoły eteru nie byli zadowoleni, gdy usłyszeli, że tysiące wcześniejszych publikacji nagle okrzyknięto błędnym założeniem. Też bym nie był. Z jednej strony przepisanie wszystkiego na nowo było niemożliwe, ale niestety po rzekomym odkryciu elektronu przyjęto że kierunek ,,od plusa do minusa” jest tym właściwym i trzeba było to odwrócić.

Gdyby nawet rzekome elektrony płynęły od minusa do plusa, to przecież i tak nikt nie jest w stanie tych pojedynczych cząstek dostrzec bezpośrednio. Więc wyrok nie zapadł. Zwykła żarówka również świeci tak samo dobrze, bez względu na to jak podłączymy ją do baterii. Czy jest zatem w ogóle sens wywracać co chwilę świat nauki do góry nogami? 

Może umówimy się po prostu, że elektryczność płynie tak jak obserwujemy podczas burzy? Z bieguna dodatniego do ujemnego. Z punktu o większym ciśnieniu/ nagromadzeniu fotonotwórczego płynu dawniej zwanego "eterem", do punktu o nieco mniejszym ciśnieniu czyli w tym wypadku Ziemi.

Rzekoma pomyłka Franklina była głównym powodem, dla którego 300 lat później musimy się uczyć o dwóch różnych kierunkach prądu i do dziś nie ma konkretnego wyjasnienia z czym mamy do czynienia.

Opisując historię Franklina, ani razu nie użyłem określenia ,,prąd elektryczny”? Jest tak dlatego, że w jego czasach pojęcie to nie istniało i do odkrycia „ruchliwości ładunków” potrzeba było kolejnych 50 lat wytężonej pracy "najgenialniejszych umysłów wszechczasów" choć jak się okazuje nie uczynili tego bez błędów. 
Na początku XIX wieku za sprawą zupełnie nowej dziedziny nauki zwanej elektrochemią wytworzono ciągły przepływu ładunku elektrycznego, ale też zasiano ziarno zwątpienia wśród fanów słusznej początkowej teorii elektryczności płynącej od plusa do minusa, co dziś moglibyśmy określić mianem teorii spiskowej.

Chemiczna produkcja ładunku jest prosta. Zanurzenie dwóch różnych metalowych płytek w roztworze kwasu powodowało przepływ elektryczności między nimi. Natura tego zjawiska była jednak nieznana do momentu, aż Michael Faraday postanowił przyjrzeć się jej dokładnie. W trakcie eksperymentu zauważył on, że jedna z płytek dosłownie rozpuszcza się na jego oczach, podczas gdy na drugiej pojawia się metaliczny osad. Przepływający ładunek powodował przepływ materii, a Faraday wydedukował, że skoro płytki wykonane były z dwóch różnych metali, to w roztworze musiał nastąpić przepływ dwóch różnych ładunków jednocześnie – ujemnego i dodatniego, nazwanych przez niego jonami. I oczywiście było to założenie...błędne.









Michael Faraday









To tylko procesy chemiczne odkryte przez Faradaya działały w dwóch przeciwnych kierunkach i niosły ze sobą atomy materii. Natomiast mimo że wtedy wydawało mu się inaczej, prąd elektryczny dalej ma tylko jeden kierunek. Od większej ilości fotonów zgromadzonych na orbitalach atomów, do ilości mniejszej czyli znowu wracamy do punktu wyjścia. Cała materia powstała ze światła podczas silnych procesów elektrycznych jakie zachodzą w przestrzeni kosmicznej wypełnionej eterem. Różnica ciśnienia w fotonotwórczej przestrzeni albo zagęszczonej substancji pochodzącej od niej, czyli materii.
Z początku myślano, że ,,elektryczność dynamiczna” to zupełnie coś innego niż ,,elektryczność statyczna” i obie te dziedziny traktowano oddzielnie. Kolejne lata przyniosły jeszcze więcej odkryć i wynikających z nich zagadek. Badając przepływ tak zwanego ładunku w przewodach, zaczęto zauważać związek między wytworzonym napięciem, wymiarami przewodu, a temperaturą do jakiej się on nagrzewa. Powstała idea rezystancji, dzięki której możliwe było określenie ilości płynącej elektryczności. Z kolei pewien duński fizyk, Hans Christian Ørsted, zauważył, że elektryczność płynąca w przewodzie zaburza działanie kompasu – tak narodziła się kolejna, zupełnie nowa gałąź nauk elektrycznych – elektromagnetyzm. Elektryczność (fotony/eter)  płynąca w przewodzie zaburza działanie kompasu tylko dlatego że  ten ruch wywołuje różnicę ciśnień i MECHANICZNY (!) nacisk na otoczenie zewnętrzne przewodu.









Przepływ prądu odkształca wskazówkę kompasu dlatego że fotonowe pole elektromagnetyczne wykonuje prostopadły ruch wirowy wkoło przewodnika. Im wyższe jest napięcie tym mniej prostopadły jest ruch tego pola elektromagnetycznego, tudzież płynu fotonotwórczego obecnego wkoło przewodnika, do płaszczyzny przekroju tego przewodnika.










Każde kolejne odkrycie wymagało stworzenia nowych równań matematycznych, wzorów odpowiednich do zależności między różnymi wielkościami elektrycznymi. Powstały Prawa Joule’a, Ohm’a, Kirchhoff’a oraz indukcji elektromagnetycznej. W pewnym momencie na świecie istniały 4 zupełnie odrębne systemy jednostek elektrycznych jak i pomniejszych wielkości zupełnie niepasujących do niczego. Aby się w tym wszystkim nie pogubić, trzeba było całość ujednolicić.

W latach 1881 – 1904 odbyło się kilka międzynarodowych kongresów elektrycznych IEC (ang. International Electrical Congress), na których ustanowiono szereg wspólnych jednostek elektromagnetycznych, takich jak om, wolt, farad czy kulomb. W tym właśnie okresie powstała oficjalna, obowiązująca do dzisiaj definicja prądu elektrycznego.

Po "odkryciu" tzw. elektronu oraz jonów ustalono, że elektryczność składa się z małych, pojedynczych "ładunków". Oraz że rzekome elektrony płyną w przewodach od minusa do plusa, a jony w roztworach płyną w obu kierunkach i są obdarzone ładunkiem o tej samej wartości. Przez to niezbyt szczęśliwe wyjasnienie, wszystkie te zjawiska połączono jednym wspólnym określeniem: uporządkowanym przepływem "ładunku elektrycznego", czyli inaczej prądem elektrycznym.

Jednostką prądu elektrycznego został amper (A), a urządzenia do mierzenia prądu nazwano amperomierzami. Pierwszy amperomierz był skonstruowany tak że w roztworze azotanu srebra zanurzano srebrną płytkę. Pod wpływem płynącego prądu srebro wytrącało się z roztworu i osiadało na płytce. Po zważeniu płytki przed i po, naukowcy określili, że jeden amper prądu równy jest osadzaniu się 0,001118 gramów srebra na sekundę. Definicja ta wraz z biegiem lat uległa zmianie i dziś za jeden amper uznaje się przepływ ładunku i wartości jednego kulomba (C) w czasie jednej sekundy.









Pierwszy amperomierz wykorzystujący osadzanie się srebra








Warto zauważyć że choć fizycy sporo wiedzieli wówczas o prądzie i potrafili go mierzyć, to wciąż nie byli i nie są w stanie zaobserwować pojedynczych ładunków, ani dokładnego toru ich ruchu. Jedyne co widzieli, to następstwa płynącego prądu, takie jak wzrost temperatury przewodu, spadek napięcia na oporniku, zmiana pola magnetycznego, czy wspomniane osadzanie się srebra na płytce. W tym kontekście rodzaj płynącego ładunku i jego kierunek nie miał najmniejszego znaczenia. Dwa kulomby na sekundę w postaci elektronów płynących od minusa do plusa dają taki sam efekt, jak jeden kulomb jonów dodatnich i jeden kulomb jonów ujemnych płynących w przeciwnych kierunkach. Po co zatem za każdym razem to rozróżniać? Nie prościej byłoby przyjąć sobie jeden znak i jeden kierunek umowny, by wszystko stało się prostsze?










Prąd o wartości 2 A i kierunku a) umownym b) elektronowym c) jonowym.








Jeśli przyjmiemy, że zadaniem prądu elektrycznego jest niesienie energii, to każdy z trzech widocznych na obrazku przypadków da dokładnie ten sam efekt. Czy zatem rzeczywisty kierunek ładunków w ogóle ma jakieś znaczenie?

Rozwój techniki i produkcji sprawił, że elektryczność powoli opuszczała zacisza laboratoriów i zaczęła trafiać do naszych domów. Komercjalizacja prądu elektrycznego wymagała ujednolicenia zasad, przepisów i uproszczenia założeń. Pojawiły się elektrownie, instalacje elektryczne i zaawansowane urządzenia elektroniki. Powstały zawody elektryka i elektronika. Prąd w obecnej nietrafionej koncepcji, musiał być zrozumiały dla każdego, aby elektrycy nie musieli uczyć się wektorowej definicji gęstości prądu, ani zastanawiać się za każdym razem nad rozkładem i ciągłością ładunku. Dzięki stworzeniu umownego kierunku prądu mogli oni w codziennej pracy wykorzystywać kilka prostych i uniwersalnych wzorów, a trudniejsze kwestie mające na celu rozwój elektryki zostawić fizykom i naukowcom. Prosty przykład: Zaprojektowanie tranzystora bez dogłębnej wiedzy fizycznej jest dziś niemożliwe. Natomiast korzystanie z niego wymaga już znajomości jedynie kilku prostych reguł.

Mimo wszystko tak jak rzeczywisty ruch ładunków był zagadką 300 lat temu, tak i teraz fizyka w pełni nie pojmuje zarówno zjawiska ruchu ładunku elektrycznego jak i powiązanej z nim istoty działania pola elektromagnetycznego ze względu na omyłkę co do elektronów i ogólnie błędną koncepcję budowy całego atomu a w szczególności jądra atomowego. 

Z przykrością dla całych latami pieszczonych dziedzin naukowych zajmujących się wnętrzem atomu, ustaliłem na podstawie czystych danych naukowych to o czym już we wcześniejszych postach delikatnie sygnalizowałem, że przedmiotowe elektrony są wyłącznie elektromagnetycznymi sferami a w zasadzie wirami różnego kształtu, zwanymi potocznie orbitalami, które przywiązane do PLAZMOWEGO jednorodnego jądra są w różnym stopniu wypełnione ....fotonami !!!
Czy weźmiemy pod uwagę pole elektromagnetyczne czy też prąd elektryczny, oba zjawiska są oparte o ruch fotonów w materii co nazywamy prądem elektrycznym oraz ruch fotonów przestrzeni co nazywamy polem elektromagnetycznym, czego do dziś nie ustalono gdyż wmawia się nam że w przestrzeni kosmicznej jest próżnia, jednocześnie mówiąc o znikomym wpływie pola magnetycznego Słońca na ziemską magnetosferę i zjawiska pogodowe na Ziemi, czy magnetosfery pozostałych planet. Wszędzie mamy cząsteczki, tyle że różnych średnic i potencjałów elektromagnetycznych. W czym niby miałaby się ta zlożona pomoc z fotonów magnetosfera tworzyć i oddziaływać jeśli nie w fotonowym kosmicznym środowisku? Skąd tyle nielogiczności i ignorancji dla natury u naukowców? Głupota czy chęć zatajenia prawdy?

Skupmy się jednak na oficjalnych naukowych określeniach tworzących definicję ładunku elektrycznego.
Ładunki elektryczne: cząstki, które potrafią wytwarzać pole elektryczne. Prąd tworzyć mogą zarówno ładunki dodatnie (protony, jony dodatnie), jak i ujemne (elektrony, jony ujemne) .









Atom sodu tracąc całą zewnętrzną powłokę "1e" traci faktycznie 1 orbital "p" w którym mamy 2 rzekome "elektrony" czyli 1 pełny walencyjny wir fotonowy. 







Wiadomo z teorii kinetyczno molekularnej fizyki że wszystkie atomy i cząsteczki w naszym otoczeniu są w nieustannym różnorodnym ruchu i z tym się zgadzam. 
Prąd elektryczny wg fizyki pojawia się jednak dopiero wtedy, gdy w tym ruchu zostanie wyróżniony jakiś kierunek, preferujący poruszanie się w jakąś stronę. Wyróżnienie kierunku w ruchu ładunków odbywa się poprzez "przyłożenie" pola elektrycznego. Po przyłożeniu pola elektrycznego, na ładunki zaczyna działać siła elektryczna – na ładunki dodatnie siła o zwrocie zgodnym z kierunkiem pola, a na ładunki ujemne siła o zwrocie przeciwnym. I dopiero takie uporządkowane - w jednym kierunku - przesuwanie się ładunków tworzy prąd elektryczny. Tu też się zgodzę.
Ciekawe jest jednak, jakim sposobem oficjalnie wyjaśniany "prąd" w postaci wspomnianych powyżej jonów czy też sporadycznie występujących elektronów, miałby przenikać przez czysto metaliczne przewody łączące dany układ elektryczny gdyby miał to być jednocześnie budulec materii?  
Tak zwane "wolne elektrony" których garść dorzucono do zjawisk i procesów elektrycznych mają tłumaczyć wszelkie nieprzewidywalne lub niewyjaśnialne w świetle teorii fizyki, gwałtowne i niebezpieczne zachowania prądu elektrycznego jak przykładowo pilot pioruna w czasie burzy?  Niestety, elektrony nie dość że nigdy nie były wolne to nigdy nie istniały. To fotony zawsze wyrównują wszelkie różnice potencjału. Opisywane własności  elektronu pomylono po częsci z wlasnościami całego orbitala lub jego części w postaci chmury fotonowej. Stad przekonanie o dualnej naturze zarowno elektronu jak i fotonu. Dualne jest niestety tylko rozumowanie gdy spojrzy sie na sprawę z dwoch skrajnych frontow, nie próbując połaczyć tego w ujęciu holistycznym.









Emisja i absorbcja fotonu. Więc czy tzw. elektron emituje lub absorbuje fotony, czy faktycznie robi to po prostu orbital zbudowany z fotonów???







Gdy orbital elektronowy "opada" niżej, wtedy emituje fotony a gdy się pojawia, pobiera je z otoczenia. Tak jakby doładowanie orbitala czy inne pozyskanie energii było spowodowane wychwyceniem fotonów z monolitu fotonogennej przestrzeni poprzez ruch. 

Elektrony = fotony. Logiczne?

Właściwie wszystkie doświadczenia naukowe dotyczące badań właściwości atomu, opierają się na wybiciu lub wbiciu cząsteczek różnej "masy", wielkości i własności do i z wnętrza atomu za pomocą prądu elektrycznego. Do tego fizyka tłumacząc jakiekolwiek procesy subatomowe zawsze odwołuje się do wyrażeń typu "emisja fotonu uwolniła elektron", "elektrony opadające na niższą powłokę wygenerowały falę świetlną", "foton zamienił się w elektron", "proton naładowany dodatnio", "elektron naładowany ujemnie" lub w przypadku rzekomej antymaterii na odwrót, nie wyjaśniając w obrazowy sposób, jak to wszystko działa. Jeden obraz podobno wart jest więcej niż milion słów. Problem w tym że naukowcy tego obrazu sami nie znają.
Mówi się że elektron jest naładowany ujemnie... czyli co u licha ??? - skoro to on miał zawsze odpowiadać za przeniesienie ładunku elektrycznego. Dalej nie jest jasne czym jest ten magiczny ładunek. Po prostu zjawia się ładunek i niby przenosi się za pomocą minusa do plusa??? Czy ktoś próbuje robić nam od 300 lat wodę z mózgu? Nie wspominając że powstały też jeszcze takie kuriozalne wyrażenia jak prąd elektronowy i prąd dziurowy. Mnie obecny "porządek" w dalszym ciągu nie przekonuje.
Nauka powinna starannie dookreślić czym jest w swej istocie ten tak zwany "ładunek" elektryczny. 
Bez tego nie zrobi kroku skoro w razie próby dokładnego wyjaśnienia istoty działania natury, materii, energii i jakichkolwiek innych zjawisk odnośnie atomu i wszystkiego co się w większej skali z niego wywodzi, ostatecznie odwołuje się do zjawiska elektryczności którego nawet nie bardzo rozumie. Dla łatwiejszego zrozumienia tego zjawiska w szkole zawodowej w dalszym ciągu porównuje się prąd elektryczny do płynącego strumienia wody. I słusznie, bo gdy teoria jest grubo niedopracowana, poznamy to zawsze po znacznym jej skomplikowaniu. 
Z rysunku poniżej, wynika że w obu przypadkach jest to przepływ cząsteczek powstający ze względu na niedobór ilościowy w jednym z odcinków obwodu hydraulicznego czy też elektrycznego względem pozostałej cześci obwodu.










W górnej części jest przerwa w obu obwodach, z lewej hydrauliczny, z prawej elektryczny, w górnej obwód otwarty, w dolnej zamknięty.








Chcę więc zasugerować z resztą zgodnie z naukowym obowiązkiem maksymalizowania uproszczeń (Brzytwa Ockhama) który jest fundamentem- nadrzędnym testerem solidności pracy fizyków i innych naukowców, że to Franklin miał rację i analogiczne procesy przepływu energii występują zarówno w ciałach stałych, cieczach, gazach, jak w plazmie, czy "atmosferze" Wszechświata, jak nazywam próżnię- dotychczasowo jeszcze rzekomo pustą przestrzeń. Jest to w każdym z tych przypadków powtórzę jeszcze raz: RÓŻNICA CIŚNIEŃ i nic ponad to. 
W świetle tego oto twierdzenia, obecnie w nauce wszystko stoi na głowie ale pozwoli nam to logicznie ogarnąć cały problem aby nie stać, nie dreptać w miejscu a REALNIE i sprawnie TWORZYĆ TECHNOLOGIĘ. Bo o technologię chodzi. To ona pozwala nam żyć godniej niż przed wiekami. 
Czy to gdy trzeba będzie zrozumieć własności światła, pola elektromagnetycznego zmiennego bąź stałego, grawitacji, ciepła czy w końcu prądu elektrycznego, aż do zjawisk wewnątrzatomowych. Sprawcami tych oddziaływań są wyłacznie i na zawsze fotony jako wiry w płynie nazwijmy go przestrzenio-, energo- i materio-twórczym, wypełniającym cały Wszechświat. 
Oficjalnie prąd elektryczny biegnie rzekomo z prędkością światła, około 300 tysięcy kilometrów na sekundę w od tej pory rzekomej oczywiście próżni, natomiast w przewodach prędkość ta jest rzekomo jak mówi nauka około połowę mniejsza. 
Tak nie jest. Prąd elektryczny będący ruchem wynikającym z różnicy ciśnień fotonów w fotonogennej strukturze materialnej bądź przestrzennej Wszechświata jako źródła prądu, korzystając z orbitali atomowych jako fotonowego przewodnika i wzbudzającym się w ich pobliżu w postaci pola elektromagnetycznego, biegnie do punktu o niższym potencjale. 
Także w zjawisku nadprzewodnictwa. Zjawisko nadprzewodnictwa objawia się w wysokiej lub niskiej temperaturze oraz wysokim i prawdopodobnie też niskim ciśnieniu, jako ogólnie rzecz biorąc zmiana fizycznych parametrów, wyrywając lokalne fotony z fotonotwórczej płynopodobnej przestrzeni, zdolne powstawać wszędzie w przestrzeni kosmicznej podczas jakiejkolwiek zmiany czyli wyrwania ze stanu statyki do ruchu, a opisywane oficjalnie jako rzekome "wolne elektrony". Wolne elektrony nie istnieją. Do tej pory funkcjonuje też infantylna struktura budowy atomu o sporadycznie występujących elektronach za pomocą której nie da się wyjaśnić ani szybkości ani mocy zjawisk zachodzących w szeroko pojętej wielkoskalowej naturze zjawisk elektrycznych.








Rtęć






Miedź









Złoto










Platyna









Srebro








Oficjalne modele atomu widoczne powyżej to jedynie uproszczone przedstawienie modelu trójwymiarowego, co próbował uchwycić z mizernym skutkiem w swojej pracy Niels Bohr – jeden z ojców teorii atomowej. 
W swoim modelu protony, neutrony i elektrony traktuje on jak pojedyncze cząsteczki, które teoretycznie da się policzyć, zważyć i zmierzyć ich prędkość poruszania się. Jest to struktura na wzór miniaturki modelu Układu Słonecznego. Niestety model ten sprawdzał się jedynie w atomach o niewielkiej liczbie cząstek. Problemem nie był opis jądra atomowego mimo że również mija się z prawdą jak samochody na podwójnej ciągłej, ponieważ jądro atomu jest u podstaw faktycznie dipolem lub gdy złożony - wielopolem elektromagnetycznym który łącczy w sobie sferyczne bądź zdecentralizowane stożki wirów orbitali atomowych. 
Wyzwanie stanowią też do dziś "elektrony"(orbitale), które nie do końca zachowują się tak, jak początkowo zakładano.













Porównaj przykładowo modele 3D bardzo złożonych atomów pierwiastków a zwłaszcza
ciekawe orbitale w kształcie ringu, widoczne powyżej, które krążą same dla siebie i z niczym nigdy się nie wiążą...







Fizycy byli w stanie określić ich liczbę, ale nie mogli jednocześnie zaobserwować gdzie w danej chwili się znajdują i jak szybko się poruszają. Aby zaradzić powyższym kwestiom, model ten zastąpiono modelem kwantowym, zaproponowanym przez Erwina Schrödingera. Głównym jego postulatem był fakt, że "elektron" tylko w pewnych sytuacjach zachowuje się jak cząstka, w innych zaś musimy traktować go jak falę, taką jak np.... światło. Chodzi tutaj przede wszystkim oto, że rzekomo dualna natura elektronu... 

(brzmi znajomo? Vide - dualna natura fotonu- fizycy strzelają w akceleratorach i w innych doświadczeniach fotonowymi wirami, myśląc że strzelają pojedynczymi elektronnami) 

...sprawia, iż fizycy musieli pogodzić się z domniemanym faktem, że elektron jest nieprzewidywalny. Jego stan fizyka może określić jedynie z pewnym prawdopodobieństwem, co przez niezrozumienie jego natury zaowocowało powstaniem kolejnego zupełnie zbędnego bytu, tak ukochanego przez chaotyczny i mało logiczny ludzki umysł (podobnie jak w polityce czy też jak odłamy w religiach) jakim jest dziedzina nauki zywana fizyką kwantową.
Problem z budową atomu leży w tym że za tzw. elektron uznano cały orbital atomowy i emitując w jakichkolwiek doświadczeniach "elektrony", faktycznie emituje się sfery złożone z FOTONÓW. Każdy z orbitali atomowych złożony jest z rzekomych 2 elektronów. Gdybyś chciał od teraz faktycznie obliczyć ilość orbitali danego pierwiastka, wystarczy że podzielisz jego liczbę atomową przez 2. Faktycznie jednak każdy orbital posiada dwa poziomy energetyczne (niski-LOW i wysoki- HIGH) które pozwalają błędnie uznawać w dalszym ciągu elektrony jako realnie istniejące cząstki. To są tylko i wyłącznie pola elektromagnetyczne tworzone przez wirujące wkoło plazmowego centrum atomu FOTONY. Czy to w centrycznie rozmieszczonych sferach orbitali "S" czy w stożkowych tornadopodobnych orbitalach "P", "D", "F" czy też pozostałych w kształcie wspomnianego niewalencyjnego torusa/ringu.

(WYJAŚNIAJĄC DOKŁADNIE NATURĘ POWSTAWANIA POLA MAGNETYCZNEGO MAMY ODPOWIEDZI NA KAŻĄ MECHANIKĘ JAKIEGOKOLWIEK ZJAWISKA ZARÓWNO W FOTONOGENNEJ SUBSTANCJI TWORZĄCEJ PRZESTRZENMŃ KOSMICZNĄ JAK I W MATERII KTÓRA Z JEJ ZAGĘSZCZENIA POWSTAŁA)
 
Na powyższych kilku modelach obecne są niepełne orbitale fotonowe, wszystkie są przewodnikami  jednak można stwierdzić że im mniej jest orbitali tym lepsze posiadają przewodnictwo ponieważ czerpią z fotonotwóczego otoczenia w którym potencjalnie znajdować się mogą fotony pośredniczące przy innych oddziaływaniach i o różnym poziomie energii.











Fizycy - widzimy tu dwie lawiny - (rzekomo) jedna z nich elektronowa  a druga fotonowa, zarejestrowane na zdjęciu z pęcherzykowej komory ksenonowej...
Ja - a może jednak oba widoczne poziome strumienie to strumienie tych samych cząsteczek... eteru...










Patrząc pod kątem czysto elektrotechnicznym, nie może istnieć w naturze idea według której elektrony mają ładunek ujemny a protony dodatni gdy wyobrazimy sobie dwustopniowy układ zasilania. Jest to tylko pozorny dualizm. Przyjmijmy że mamy obwód o trzech napięciach 0 V, 12 V i 24 V. Gdzie teraz jest ładunek dodatni a gdzie ujemny jeśli to jest jeden obwód o dwóch punktach zasilania?? Nie ma opcji aby protony przenosiły jakiś dodatni potencjał bo protony z poziomu 12 V musiałyby być elektronami wobec poziomu 24V. Jest to idiotyczna niedopracowana idea potencjału, robiąca ludziom wodę z mózgu. Nie mówiąc o czymś takim jak "prąd dziurowy" idący podobno naprzeciw prądowi "elektronowemu"- nieco bardziej zrozumiałemu. 
Tak wiec atom posiada potencjał elektryczny, dodatni wewnątrz a ujemny na zewnątrz...tylko dlatego że jest w ruchu obrotowym - żyroskopowym który wywołuje różnicę ciśnień utrzymującą cały wielosferyczny układ atomu w stabilności. Więc atom istnieje nie dlatego że ma immanentny, "przyspawany" ładunek ujemny do elektronu albo dodatni do protonu. Tzw. proton to również sfera zbudowana z fotonów o silnym ruchu wirowym, im bliżej dipolowego, magnetycznego bo plazmowego centrum znajduje się dany orbital, powstały jako zbitka pierwszych wirów fotonowych w "materiozymal" - początek materii. Atomy zaś, to fraktalna eskalacja własności fotonu. Ładunek elektryczny to jest skutek różnic ciśnienia podczas RUCHU WIROWEGO atomu spowodowanego polem magnetycznym, nie cecha jego składników! Wystające ze sferycznej struktury atomu wiązania - stożkowe orbitale, u swego szczytu mają wlot jak mikro tornada i to nimi pod wplywem podcisnienia tam panujacego wiążą się z innymi atomami. PODCIŚNIENIEM! O czym szerzej będzie w poście o chemii.

Jak się po woli z czasem okaże, doczesna fizyka dosłownie NIE MA POJĘCIA o prawdziwej strukturze całego Wszechświata czy atomu i siłach tam działających i to trzeba jasno powiedzieć a przez to niezrozumienie czy też brak wglądu w naturę zjawisk kosmicznych, nie może mieć także kompletnego pojęcia o elektrycznych i pochodnych od nich procesach. A co za tym idzie - być skuteczna w wielu dziedzinach technologicznych. Wszystkie domniemania opierają się o pierwsze wyniki eksperymentów odkrycia elektronu, protonu i neutronu i ZAŁOŻONE (NIESTETY BŁĘDNE) podobieństwo struktury ATOMU do budowy Układu Słonecznego ...zamiast do galaktyki spiralnej gdzie nie mamy kilku kulek planet a jest obecny cały kosmiczny nierozróżnialny "szum" gwiazdowej materii. To samo zjawisko złożonej gry pól elektromagnetycznych rozgrywa się wewnątrz atomów na orbitalach.









 





Pole elektromagnetyczne powstaje zawsze wkoło jakiegokolwiek przewodnika a przewodzić choćby szczątkowo, potrafią także izolatory.











Kolejne w szeregu orbitale atomowe pierwiastków obserwowane pod mikroskopem elektronowym. Co widzimy teraz na zdjęciu gdy weźmiemy pod uwagę że pole elektromagnetyczne także zbudowane jest ze światła?? Ciemne przestrzenie to fotony w stanie statycznym lub starożytny eter. Jak wolisz.








Wszystkie znane typy orbitali przedstawione w swoim naturalnym trójwymiarowym kształcie. W każdym orbitalu naukowcy widzą tylko jeden lub dwa elektrony, podczas gdy są tam tylko dwa stany wypełnienia fotonami. Stan niski-nie doładowany i stan wysoki- doładowany tak że staje się nie wiążący - niewalencyjny.










Struktury elektromagnetyczne widoczne wewnątrz pierwiastków pod mikroskopem elektronowym, określam w postaci: 

fotonowych dość łagodnych w działaniu elektromagnetycznych wirów sferycznych (s) gromadzących się wokół dipoloidalnego elektromagnetycznego jądra atomu zmontowanego jako podstawowy materialny zbitek fotonów w wysokiej temperaturze, napięciu i ciśnieniu w wyniku działania wysokoenergetycznych kosmicznych prądów elektrycznych, oraz elektromagnetycznych mikrotornad (p, d, f) których centrum wiru zostaje zamontowane blisko centrum jądra atomu wskutek działania wspomnianych kosmicznych oddziaływań elektrycznych. 







    Struktury geometryczne metali: cynk, magnez, kadm, srebro, miedź, aluminium, żelazo,wolfram, chrom. Im gęściej upakowana struktura międzyatomowa metalu, tym lepsze przewodnictwo.



Przewodnik elektryczny jest metalicznym pierwiastkiem umieszczonym w strukturze fotonowej Wszechświata w którym podczas przepływu prądu wraz z fotonami orbitali, może przemieszczać się także fotonowy płyn zawarty pomiędzy atomami. 
Dlatego też prąd stały nie jest tak skuteczny jak przemienny, ponieważ fotony są o wiele łatwiej przechwytywane czyli gubione ze strumienia po drodze między orbitalami w postaci oporu elektrycznego (straty na ciepło i elektromagnetyzm jako mechaniczną siłę tworzoną z wzbudzanych fotonów) który jest dużo większy w prądzie stałym niż w przypadku wyrywających fotony z orbitali, naskórkowych i super-indukcyjnych dla pola elektromagnetycznego, właściwości prądu przemiennego.

Przez znaczne niezrozumienie zjawiska elektryczności, potem widzimy takie stwierdzenia uchodzące za mądre w świetle nauki jak to :
"Wolne elektrony, po wprawieniu w ruch tworzą tzw. prąd elektronowy. Napotkać go możemy w liniach wysokiego napięcia jak i wszystkich przewodach ukrytych w naszym domu. Dlaczego akurat tam? Otóż przewody elektryczne wykonane są z metali, które wypełnione są ogromnymi ilościami wolnych elektronów (to one nadają charakterystyczny, metaliczny połysk)

lub artykuły takie jak ten:


Polacy-w-science-pokazali-jak-fotony-upodobnic-do-elektronow.



Nie musielibyśmy niczego upodabniać gdyby nie błędy w teoriach naukowych, ponieważ elektrony jako po prostu orbitale atomowe SĄ faktycznie w całości zbudowane z fotonów.
Błyszcząca powierzchnia metali zaś, spowodowana jest tym że na walencyjnych powłokach metali obecne są wirujące wkoło osi orbitala fotony, które działają dosłownie jak lustro dla padającego nań światła. Możemy przyjąć więc że każda substancja złożona z gęsto upakowanych atomów o nisko naładowanych fotonami orbitalach będzie zachowywać się jak lustro. 

Przeprowadźmy teraz eksperyment myślowy który pozwoli lepiej zrozumieć naturę prądu elektrycznego. 
Załóżmy że dysponujemy miedzianym przewodnikiem o długości 150 milionów kilometrów czyli przybliżonej odległości Ziemia - Słońce którą światło pokonuje w czasie ok. 8 minut. 
W jakim czasie prześlemy tym przewodnikiem stały prąd elektryczny?
NIGDY... Energię pożre rezystancja.
A przemienny?
Poprawna odpowiedź brzmi ...
Praktycznie OD RAZU! 
Tak. Szybciej niż fala świetlna. Jeśli będzie to nadprzewodnik- Zero sekund.
Dlaczego prędkość fali świetlnej nie ma porównania do prędkości prądu elektrycznego zmiennego? Ponieważ przesył energii świetlnej musi wzbudzić falę w fotonotwórczym środowisku kosmosu BEZ PRZEWODNIKA. Powstające w fotonogeneracyjnym środowisku fotony, muszą przekazać energię jedne drugim na całym odcinku przesyłu. Dlatego taka fala zawsze będzie opóźniona za energią zwaną elektryczną, którą transmitujemy przy użyciu przykładowo metalu czy półprzewodnika.
Przesył prądu elektrycznego w przewodniku, możemy porównać do przesyłu wody w fabrycznie perforowanym wężu ogrodowym. Zasilanie jednostronne o stałym kierunku będzie mieć bardzo słabe ciśnienie już po kilku metrach, natomiast zasilanie obustronne o zmiennym kierunku będzie mieć stałe ciśnienie w każdym punkcie tak zasilanego węża.
Oczywiście w przypadku przewodnika elektrycznycznego, im wyższa będzie częstotliwość prądu tym wydajniejszy i bardziej bezstratny będzie obwód elektryczny, co nie jest możliwe do realizacji w obwodzie prądu stałego.
Prąd elektryczny przemienny zawsze będzie w porównaniu wielokrotnie bardziej korzystny ponieważ tak jak w obwodzie prądu stałego wszystkie elementy potrzebne do przesłania energii są zawsze obecne i gotowe do przesyłu ale w obwodzie przemiennym są one dodatkowo stale wzbudzane na całej długości obwodu elektrycznego ze względu na zmienny kierunek przepływu prądu wyszarpujący fotony z możliwie każdego punktu w przekroju zarówno przewodnika jak i pola elektromagnetycznego obecnego wokół niego. W przypadku pola elektromagnetycznego dokładnie tak samo jak ma to miejsce w obwodach elektronicznych gdzie indukcyjność jest chwilowym magazynem energii elektrycznej.
To proste doświadczenie myślowe obrazuje najlepiej z jakim zjawiskiem mamy do czynienia.
Na koniec definicja dla nośnika każdego znanego nam tu już nośnika energii. Prądu elektrycznego, pola grawitacyjnego, pola elektromagnetycznego stałego i zmiennego (w tym światła). Jak wynika z powyższego wywodu, w gruncie rzeczy działanie atomu oparte jest o siły elektryczne tak samo jak wszystkie inne procesy w całym makroświecie. Wystarczy przytoczyć efekt jaki zachodzi w trakcie wybuchu bomby atomowej. Cały materiał wraz z okolicznym potrafi zamienić się w energię. Czyli w co? Oczywiście w fotony... 

"Foton jako nośnik energii jest zaburzeniem statyki eterycznej fotonogeneracyjnej struktury przestrzeni kosmicznej, wynikającym z pojawienia się w niej różnicy ciśnienia samego eteru, poruszającego się obiektu materialnego albo drgania tej struktury spowodowanego polem elektromagnetycznym wywołanym obecnością przewodnika elektrycznego."

Oto podstawa i fundament na potrzeby konstrukcji maszyn i urządzeń dla budowy żródeł bezpłatnej energii elektrycznej.