Translator

Popularne posty

Odwiedzający

Polecany post

MagnetarTechProject - astronautyka drogą bez odwrotu

Już od siódmego roku życia dzięki dziecięcej pasji rozbudzonej dziwnymi dla mnie wtedy powtarzającymi się snami, pełnymi futurystycznych wiz...

Obserwatorzy

O mnie

Moje zdjęcie
Niezależnie od narzuconych przez system schematów myślenia, w czasach masowego zwiedzenia a raczej informacyjnej wojny, w oparciu o logikę i filozofię, drogą wiodącą pomiędzy nauką, przypominającą miejscami fantazję bądź religię a teoriami spiskowymi będącymi formą obrony społecznej przeciw manipulacjom systemu, jako osoba od urodzenia nie asymilująca się ze skrzywionym humanistycznie społeczeństwem, postaram się oddzielić informacyjne ziarno od plew dla nowej cywilizacji, prawa, nauki i technologii. Kłamstwo zawsze jest skomplikowane, a prawda jest tak prosta, jak Wszechświat, który wiecznie i niezmiennie posiada jedno źródło i prawo.

12 czerwca, 2022

Elektryczne planety i księżyce

 




Galileusz po raz pierwszy nazwał ten księżyc Jowiszem I. W połowie XIX wieku zdecydowano się na zmianę i w taki sposób ten naturalny satelita otrzymał swoją dzisiejszą nazwę – Io.
Dane historyczne wskazują, że odkrycia dokonał on już poprzedniego dnia, jednak nie mógł on rozróżnić Io od Europy, co trwało aż do następnej nocy.
Po raz pierwszy odkryto zatem księżyce planety innej niż Ziemia.

Środowisko Io zostało w ostatnich latach poddane intensywnej analizie, ponieważ naukowcy próbują wyjaśnić, dlaczego ten naturalny satelita ma najbardziej aktywne wulkany w Układzie Słonecznym.
Badania wykonane w 2017 roku poddały w wątpliwość istnienie podziemnego oceanu. Sugerują one, że to właśnie dzięki jego brakowi możemy zaobserwować zorzę polarną.
Trudności obserwacyjne tego księżyca wynikają właśnie z faktu, że aktywność, rzekomo wulkaniczna  jest wystarczająco gwałtowna, tak że problemy mogą się pojawić nawet w przypadku wykonywania zdjęć satelitarnych z dużej odległości.

Przykładem stałego wyładowania elektrycznego w "mikro" skali, jakie zachodzą stale w dalekim kosmosie, jest w naszym Układzie Słonecznym  para Jowisz - Io, choć nie tylko. Są to wyładowania błędnie wyjaśnione wyłącznie wulkanizmem. Część  tych "wulkanów" zdaje się wędrować po powierzchni tego Księżyca w rytm zmian napięcia a także rezystancji podłoża, ponieważ ta, pod wpływem działania prądu się zmienia, dlatego łuk elektryczny musi stale zmieniać swoją pozycję, szukając niższego oporu.











Wyjątkowy wygląd księżyca Io sugeruje wyjątkowe procesy na powierzchni, nie wdając się w przyczyny powstawania istoty zjawiska.







Fizyk Wal Thornhill twierdzi, że Io, najbliższy planecie spośród czterech dużych księżyców Jowisza, doświadcza stale wyładowań elektrycznych z Jowisza, i jest na skutek tego elektrycznie okrawany. Wskazał, że Io jest żywym elektrycznym laboratorium wyładowań plazmowych, zachodzących wokół nas, jeśli tylko chcemy je zobaczyć. Największe żarzenie ma miejsce bezpośrednio przy powierzchni Jowisza oraz na stronie przeciwnej powierzchni Io. Io może wytworzyć w sobie prąd o napięciu 400 000 woltów i natężeniu 3 000 000 amperów. Prąd ten podąża ścieżką najmniejszego oporu wzdłuż linii pola magnetycznego Jowisza na powierzchnię planety, tak jak łuk elektryczny w rozłącznikach sieci wysokiego napięcia, tworząc błyskawice w górnej atmosferze Jowisza. Słynne wulkany na Io nie mogą być wulkanami, ponieważ przemieściły się na odległość wielu mil od czasu ich odkrycia. Również materiał przez nie wyrzucony nie układa się w koło, jak materiał wulkaniczny, lecz w cienki pierścień, jak materiał z działa plazmowego. Są to wyraźnie wyładowania elektryczne, nie wyłącznie działalność wulkaniczna!

Natomiast oficjalna nauka tłumaczy to tak :
"Powierzchnia Io jest geologicznie bardzo młoda, zdominowana przez równiny pokryte wielobarwnymi związkami siarki. Jej wygląd porównywany bywa do pizzy. Nie obserwuje się tu prawie żadnych kraterów uderzeniowych. Ślady kolizji kosmicznych szybko zostają zatarte, ponieważ powierzchnia księżyca podlega nieustannym zmianom, a zagłębienia kraterów szybko wypełniają się materiałem wyrzucanym w erupcjach wulkanów. Z tego powodu każdy fragment powierzchni księżyca liczy sobie mniej niż 1000 lat.
Kolorowy wygląd Io pochodzi od różnych substancji, między innymi krzemianów (w tym piroksenów), siarki i dwutlenku siarki. Szron dwutlenku siarki występuje powszechnie na powierzchni Io, barwiąc rozległe obszary na biało lub szaro. Obszary zbudowane z osadów siarki cechuje z kolei kolor żółty lub żółto-zielony. W pobliżu biegunów i w średnich szerokościach siarka jest na ogół uszkodzona przez intensywne promieniowanie, które rozbija ośmioczłonowe pierścienie siarki rombowej na krótsze. Tak przekształcony materiał przybiera barwę czerwono-brązową. Eksplozje wulkaniczne, przybierające często postać wielkich pióropuszy w kształcie parasola, zasypują powierzchnię materiałem złożonym z krzemianów oraz siarki i jej związków. Osady związane z eksplozywnym wulkanizmem są często czerwone lub białe, w zależności od ilości siarki i dwutlenku siarki w pióropuszu. Pióropusze powstające w otworach wulkanicznych z odgazowania lawy zawierają na ogół większe ilości S2. Opadając na powierzchnię, tworzą czerwone osady w kształcie wachlarza, a w ekstremalnych przypadkach – ogromne czerwone pierścienie, o promieniu przekraczającym 450 km od centralnego otworu wulkanicznego. Przykładem takiego utworu jest pierścień wokół wulkanu Pele. Czerwone depozyty składają się głównie z siarki (w postaci trój- lub czteroatomowych pierścieni), dwutlenku siarki i być może Cl2SO2. W miejscach, gdzie świeże wypływy lawy wdzierają się na teren wcześniejszych złóż siarki i dwutlenku siarki powstają chmury, które zestalając się, pokrywają okolicę białymi lub szarymi osadami.
Temperatura powierzchni waha się od około 90 K w nocy do 130 K w dzień (wyłączając miejsca aktywności wulkanicznej). Wypływy lawy mogą natomiast osiągać temperaturę 1500 K. Obserwacje nocnej półkuli przez sondę Galileo wskazały, że okolice biegunów Io nie są chłodniejsze od obszarów wokół równika.










Mapa powierzchni Io








Aktywność na Io po raz pierwszy dostrzeżono w latach siedemdziesiątych XX wieku, gdy do Jowisza dotarły pierwsze sondy kosmiczne. Io okazała się najaktywniejszym pod tym względem ciałem Układu Słonecznego. Liczne wulkany w jednych miejscach "wygasają", "pojawiając" się w innych. Te SZYBKIE zmiany stwierdzono już na zdjęciach z sond Voyager 1 i Voyager 2, które w odstępie czterech miesięcy odwiedziły układ Jowisza.
Wulkany Io wyrzucają gazową siarkę i dwutlenek siarki, barwiąc powierzchnię księżyca. Siarka nadaje całej powierzchni kolor żółty, pomarańczowy, czerwony, a nawet zielony. Substancje lotne wyrzucane są z wulkanów z prędkościami dochodzącymi do 1 km/s, pociągając za sobą krzemianowy materiał piroklastyczny. Z powodu stosunkowo słabego przyciągania grawitacyjnego księżyca, erupcje sięgają nawet 400 km ponad powierzchnię. Ponieważ brak wiatrów, materiał opada wokół czarnych wulkanów w niemal idealnych okręgach.
Wyróżnia się dwa typy wulkanicznych pióropuszy. Częściej spotykane i bardziej długowieczne są gęste optycznie fontanny pyłu i dwutlenku siarki wyrzucane na wysokość nieprzekraczającą 100 km. Związane są z potokami lawy podgrzewającymi podpowierzchniowo dwutlenek siarki do temperatury krytycznej (430 K). Wyrzucony gaz opada i kondensuje na powierzchni w okręgach o promieniach około 200 km, tworząc białe lub żółte osady. Źródło tego typu erupcji powoli wędruje ..( no ciekawe... nic nie jarzą ci naukowcy:)) ..wraz z przemieszczającym się czołem potoku lawy, niekiedy na odległość kilkudziesięciu kilometrów. Przykładami wulkanów, z którymi związane są mniejsze pióropusze są Prometheus, Culann, Amirani i Zamama. Znacznie większe pióropusze powstają z odgazowania lawy w kalderach wulkanicznych i jeziorach lawowych. W odróżnieniu od poprzedniego typu, zawierają znaczne ilości siarki. Ponieważ źródła gazów mają wyższą temperaturę (około 1500 K), osiągają one zazwyczaj wysokość około 400 km i tworzą czerwone pierścienie osadów siarki w odległościach średnio 600 km od wulkanów. Ten typ erupcji jest często trudny do bezpośredniej obserwacji – pióropusze zawierają na ogół małe ilości pyłu. Do wulkanów wyrzucających gazy na bardzo duże wysokości należą Pele, Dazhbog, Tvashtar i Surt.
Charakterystyczne dla wulkanizmu Io są również rozległe wylewy lawy. Podczas większych erupcji mogą osiągać długość dziesiątek, a nawet setek kilometrów.
Powierzchnia Io upstrzona jest wulkanicznymi zagłębieniami, zwanymi paterae. Mają one na ogół płaskie dna, ograniczone stromymi ścianami  (a przypadkiem nie od elektrycznego topienia krawędzi?!) 
Formacje te przypominają ziemskie kaldery, lecz nie wiadomo, czy powstają w ten sam sposób – przez zapadnięcie się stropu pustej komory magmowej. Według jednej z hipotez tworzą się przez odsłonięcie wulkanicznych sillów. W odróżnieniu od podobnych zagłębień na Ziemi czy Marsie, paterae nie znajdują się na szczytach wulkanów tarczowych. Są też na ogół większe od ziemskich, przeciętnie o średnicy 41 km, a największa – Loki Patera – ma 202 km średnicy (kojarzy mi się to z cięciem metalu spawarką plazmową). Głębokość kilku została określona, przekracza ona w większości przypadków 1 km. Ponad połowa spośród 417 zidentyfikowanych zagłębień tego typu związana jest z uskokami lub górami.
Paterae są często miejscami erupcji wulkanicznych, czy to w postaci wylewów lawy, czy też w formie jezior lawowych. W miarę stygnięcia tych ostatnich tworzy się na ich powierzchni skorupa, po pewnym czasie zapadająca się i tonąca wskutek większej gęstości. Proces ten może odbywać się w sposób ciągły (np. w jeziorze lawowym wulkanu Pele, co czyni go jednym z najgorętszych miejsc na Io) lub epizodyczny (np. w Loki Patera; obserwuje się wtedy nawet 10-krotny wzrost emisji ciepła."

A teraz moja sugestia- czy tzw morza na naszym Księżycu nie są przypadkiem efektem dawniejszych wyładowań elektrycznych w opisywanej przez Sitchina historii zderzenia 2 x większej Ziemi i Księżyca jako jednego z jej 11 satelitów, którą to historię opisałem na moim blogu? 
Zauważ że morza występują wyłącznie od widzialnej z Ziemi strony Księżyca , zwróć też uwagę że ten księżyc Jowisza też jest zwrócony do niego jedną stroną tak jak ziemski do Ziemi i jest najbliżej Jowisza...
Tymczasem nauka oficjalna dalej : "Wypływy lawy na Io następują, albo z otworów w dnach paterae, albo ze szczelin na równinach. Erupcje te są podobne do obserwowanych na ziemskim wulkanie Kīlauea. Uwalniają mniej energii w jednostce czasu niż tworzące pióropusze erupcje eksplozywne, trwają jednak nawet dziesiątki lat. Przykładem może być wylew lawy z wulkanu Prometheus, który wydłużył się z 75 km w roku 1979 do 95 km w 1996. Wielka erupcja w roku 1997 pokryła lawą powierzchnię ponad 3500 km², zalewając dno sąsiedniej Pillan Patera.


















Finezyjna struktura powierzchni Io. Nauka uparcie interpretuje to co widzimy na krawędzi księżyca Io, jako erupcję wulkanu.













Teraz porównajmy wszystko do efektu elektrycznej obróbki powierzchni drewna zwanym efektem Lichtenberga.













Rzekoma erupcja wulkaniczna. Ciekawe skąd taki silny wiatr tam wieje?...






Po przelotach sond Voyager naukowcy początkowo uważali, że wypływający materiał składa się przede wszystkim ze stopionej siarki i jej związków. Nowsze obserwacje w podczerwieni wykazały, że otwory wulkaniczne są znacznie gorętsze, niż wynikało z pomiarów (525 K) instrumentem IRIS Voyagerów, który nie miał możliwości rejestrowania promieniowania elektromagnetycznego o długościach fal odpowiadających wyższym temperaturom. .... 

W 1986 roku zaobserwowano z Ziemi jasną erupcję, w okolicach której temperatura musiała być wyższa niż 900 K, przekraczając znacznie temperaturę wrzenia siarki (715 K), wskazując na lawę bazaltową. Temperatury gorących, odsłoniętych wnętrz wulkanów przekraczają 1300 K, a w niektórych przypadkach dochodzą do 1600 K. Wcześniejsze oszacowania, mówiące o temperaturach bliskich 2000 K, okazały się przesadzone wskutek użycia błędnych modeli termicznych.
Na księżycu Io jest czynnych około 150 wulkanów. Wybuch 29 sierpnia 2013 r. wyzwolił energię 20 TW, 10 tys. razy większą od wybuchu islandzkiego wulkanu Eyjaftjallajökull w 2010 r.
Krążąc wokół Jowisza, Io porusza się w bardzo silnym polu magnetycznym planety. DALEJ NIC?Indukuje ono w jej otoczeniu prąd elektryczny o mocy rzędu 1000 gigawatów i napięciu sięgającym 400 000 V. W takich warunkach materia z atmosfery Io jonizuje się i ulatuje w przestrzeń okołojowiszową, ( NIE TYLKO Z ATMOSFERY .. ) tworząc wzdłuż orbity księżyca torus zjonizowanych cząstek.
Układ Jowisz – Io jest silnym emiterem fal radiowych. Odpowiedz sobie dlaczego...

Dla dopełnienia obrazu ciekawostką leksykalną jest w jaki sposób nazwy dni tygodnia od zamierzchłych czasów odpowiadają zjawiskom na planetach. Przykładowo Czwartek- dies Iovis , „dzień Jowisza” -rzymski bóg, który stworzył grzmoty i błyskawice; patron państwa rzymskiego. Z kolei po angielsku i niemiecku poniedziałek (Monday/Montag) to nic innego jak dzień Księżyca (Moon), ale czwartek (Thursday/Donnerstag) to dzień Jowisza a "es donnert" znaczy że grzmi.
Skąd w starożytności wiedziano że właśnie planeta Jowisz jest- także technicznie- władcą piorunów? A dosłowniej że w naszym Układzie Słonecznym tylko pomiędzy Jowiszem i Jo wszechświat ukazuje swoją prawdziwą elektryczną naturę?? Przypadek??




Ciekawym obiektem Układu Słonecznego pod tym względem jest też księżyc Saturna - Enceladus. Został on dokładnie zbadany przez krążącą wokół Saturna sondę Cassini, która wielokrotnie przelatywała bardzo blisko Enceladusa, nawet w odległości 50 km od niego. Księżyc ten jest bardzo mały , jego średnica wynosi zaledwie 500 km. Jego lodowa skorupa odznacza się najwyższym współczynnikiem albedo ze wszystkich znanych obiektów.  Odbija ponad 80 % padającego na niego światła słonecznego ( nasz Księżyc - zaledwie 12 % ). Nauka twierdzi, że jest jednym z najbardziej aktywnych geologicznie satelitów w naszym układzie a aktywność geologiczna Enceladusa przejawia się obecnością w okolicach południowego bieguna tzw. kriowulkanów , które wyrzucają lód zamiast lawy (RACZEJ JONIZACJA ELEKTRYCZNA). Jest tam również co najmniej 100 gejzerów tryskających słoną wodą w przestrzeń kosmiczną. Południowy biegun Enceladusa wystrzeliwuje wraz ze słoną wodą pióropusze złożone z pary wodnej, metanu, propanu oraz ziaren lodu. Osiągają one wysokość dochodzącą do kilkuset kilometrów i prędkość ponad 2 tys. km / godz. Wszystko to pochodzi prawdopodobnie z oceanu leżącego pod lodową skorupą tego księżyca. Gejzery w każdej sekundzie wyrzucają ok. 200 kg materiału, którego część wraca na powierzchnię w postaci opadu przypominającego śnieg. Na temat wewnętrznej struktury Enceladusa trwają wśród naukowców dyskusje. Jedni twierdzą, że wewnętrzny ocean zajmuje jedynie okolice bieguna południowego, inni uważają, że ukryty jest on pod całą lodową skorupą, a pojawienie się gejzerów po przeciwnej stronie jest tylko kwestią czasu. Obserwacje ujawniły też pęknięcia półkuli z gejzerami, znane jako ,, tygrysie pasy " , poprzez które właśnie uwalnia się materiał z wnętrza obiektu. Istnieją hipotezy, że w przyszłości to samo może stać się na półkuli północnej. 
Pokrywający Enceladusa świeży, czysty lód sprawia, że Enceladus ma największe albedo ze wszystkich obiektów w Układzie Słonecznym – odbija ponad 90% padającego nań światła. Niewielka ilość pochłanianej energii słonecznej powoduje, że temperatura powierzchni wynosi w południe zaledwie −198 °C więc powinno tam być zbyt zimno na istnienie wody w stanie ciekłym, lecz obecność amoniaku w strumieniach pod powierzchnią może działać jak środek przeciw zamarzaniu. Mimo to na tym niewielkim księżycu obserwujemy szczeliny, z których wyrzucane są strumienie pary i pyłu, podobnie do ziemskich gejzerów.
Rozmiary Enceladusa nie są na tyle duże, by zachodzące w jego wnętrzu reakcje rozpadu pierwiastków promieniotwórczych mogły obecnie dostarczać energii koniecznej do obserwowanej aktywności. Jednak występujące na powierzchni księżyca pęknięcia, szczeliny i inne deformacje terenu świadczą, że zachodzą na nim złożone zjawiska tektoniczne, pomimo że jego wnętrze powinno ostygnąć dawno temu. Źródłem ciepła może być grzanie pływowe, wynikające z istnienia rezonansu orbitalnego Enceladusa z Dione, w stosunku 1:2.  Poza tym badania pozycji gejzerów ujawniły, że pokrywają się z małymi punktami gorąca, widocznymi w podczerwieni. Prawdopodobnie ciepło generowane jest w wyniku tarcia wewnątrz Enceladusa. Ścierające się ze sobą skały nagrzewają obszar pod biegunem południowym , co powoduje wydzielanie się pary wodnej i jej wędrówkę na powierzchnię. Do tarcia przyczynia się oddziaływanie grawitacyjnie Saturna i jednego z jego księżyców - Dione. 
Enceladus jest uwięziony pomiędzy tym potężnym oddziaływaniem. Za każdym razem, gdy Dione go wyprzedza, Enceladus zostaje szarpnięty i wpada w rezonans( ach te karkołomne naukowe teorie...) co może mieć wpływ na wewnętrzne tarcie. Należy nadmienić, że oprócz Enceladusa w Układzie Słonecznym potwierdzono aktywne procesy wulkaniczne jedynie na Ziemi, Io, oraz Trytonie.




























 Niestety nie potrafię się dopatrzeć na powyższych zdjęciach niczego innego oprócz plazmy plus w tym przypadku jonizacji lodu jako elektrycznie prowokowanej sublimacji do postaci zamarzającej krótko po tym pary wodnej. Wystarczy się chwilę przyjrzeć aby zauważyć że nie są to punktowe zjawiska a pasmowe, mające swój początek bezpośrednio na powierzchni z różną intensywnością i nie wynika to z jakichkolwiek procesów ciśnieniowych zachodzących pod powierzchnią. Przypuszczam że takie procesy występują także na Ziemi ale nie koncentrujemy się na tym. Poza tym są one przysłonięte/tłumione przez ziemską atmosferę. Przykładowo porównajmy Ognie Świętego Elma. Nie wyobrażam sobie gejzerów czy wulkanów z erupcjami lodu ani z podpowierzchniowych oceanów a cała aktywność wraz z "punktami gorąca"  jest pochodzenia elektrycznego, generowana wzajemnym elektrostatycznym oddziaływaniem pomiędzy Saturnem a Enceladusem , podobnie jak to dzieje się w układzie Jowisza.

Kolejną ciekawą sprawą są ślady wyładowań elektrycznych określane przez naukę jako wulkany tarczowe . Według Wikipedii  wulkan tarczowy jest to rodzaj wulkanu o szerokim i spłaszczonym stożku o kącie nachylenia nie większym niż 8°. Nauka twierdzi, że jej charakterystyczną cechą jest brak gwałtownych erupcji – moim zdaniem w ogóle ich w tym przypadku nie ma.  Jednym z nielicznych przykładów wulkanu tarczowego na Ziemi może być Mauna Loa na Hawajach lub islandzki wulkan tarczowy Skjaldbreiður, ale wynika to z błędnej diagnozy procesów geologicznych. 
Moim zdaniem wulkany w takiej formie powstają w wyniku wyładowań elektrycznych docierających do analizowanej powierzchni z kosmosu, gdy dwa ciała niebieskie (lub więcej)  zbliżają się do siebie na odległość przełamującą wytrzymałość elektroizolacyjną (cząsteczkowej) przestrzeni.  Również na Ziemi znajdziemy przykłady takich oddziaływań jak przykładowo Oko Sahary na foto poniżej.


















Nie jest to jakąś normą w naturze jak burzowe pioruny, ale się zdarza. Planety, księżyce, także gwiazdy posiadają takie blizny, ale trudny do obserwacji artefakt, ginie pod koroną gwiazdową. Przykładem gwiazd, pomiędzy którymi występują stałe wyładowania są tzw. Pulsary o których piszę w innym poście.


Wiele wulkanów tego typu zostało odkrytych na Wenus i Marsie, ale są one znacznie większe niż te znalezione na Ziemi. Najwyższy dotychczas odkryty wulkan tarczowy znajduje się na Marsie - Olimpus Mons- poniżej.














Wokół wulkanu osiadł pył łukowy. Następnie został zdmuchnięty przez wiatr podczas burz marsjańskich. Ciekawostką są kule marsjańskie, zwane też jagodami marsjańskimi - kule wykonane z hematytu odkryte na Marsie przez okazjonalny łazik na równinie Meridiani Planum. Procesy geologiczne prowadzące do ich powstania nie są w pełni znane nauce. Jedna z hipotez głosi, że jest chłodzony w locie, podgrzewany do postaci płynnej przez uderzenie meteorytu lub aktywność wulkaniczną. Inna hipoteza głosi, że są to konkrecje powstałe przy udziale wody (powolne osadzanie się minerałów wokół jądra). Teraz sam połącz te kropki. To co widzimy na zdjęciu to efekt wyładowania elektrycznego.

Takie wulkany powstają tylko podczas kosmicznych międzyplanetarnych wyładowań elektrycznych podobnych do  mikrokraterów powstających podczas procesu spawania metalu. Astronauci przebywajacy w otwartej przestrzeni kosmicznej wspominają zapach kombinezonu uwalniający się po powrocie do bazy JAKO ŚMIERDZĄCY SPAWANYM METALEM...






Na zdjęciu powyżej widzimy efekt spawania metalu.










Tu widzimy trzy "wulkany" Marsa niedaleko Olympus Mons (na lewo u góry)  które co ciekawe, ustawione są w JEDNEJ LINII. Przypadek?











Ascraeus Mons, jeden z trzech "wulkanów" z elektrycznie uformowaną powierzchnią.




Kanion Valles Marineris wyrzeźbiony elektrycznym wyładowaniem







1. Olympus Mons 2. Tharsis Tholus 3. Ascraeus Mons 4. Pavonis Mons 5. Arsia Mons 6. Valles Marineris

Elektryczny Wszechświat sam mówi za siebie- aż RAZI w oczy. Zapamiętaj to dobrze. Osobiście jestem przekonany już że OTW i tzw Wszechświat grawitacyjny to BEZBŁĘDNIE FAŁSZYWA teoria. Ciągle nowe hipotezy poprawkowe, świadczą o tym że jej fundament jest zmurszały i niedługo runie.









15 maja, 2022

Elektryczna przestrzeń.











 Struktura światła w wodzie i przestrzeni kosmicznej to to samo zjawisko?






Chciałbym przedstawić alternatywną wizję struktury przestrzeni kosmicznej wg. mojej koncepcji. Skoro naukowcy mogą dowolnie improwizować w teoriach z czapki, uprawomocniając je przy pomocy jednej poszlaki (patrz red szift i Big Bang) to i ja mogę (w ramach wolności naukowej która oficjalnie oczywiście nie istnieje). 
Począwszy od momentu ustalenia własności przestrzeni, wybrano opcję w której Wszechświat jest pusty, prawdopodobnie silny wpływ na naukę w tamtych czasach wywarł kryzys gospodarczy i energetyczny. To co udało mi się zebrać i przeanalizować z pełnych chaosu danych naukowych, dowodzi że, między innymi, obowiązująca dziś w astrofizyce teoria czarnych dziur jest straszliwie chybiona. Na początku założono na podstawie mizernego w sposobie, choć kluczowego, niezmiennie ślepo powtarzanego doświadczenia Michelsona - Morleya z 1887 roku, że istnieje całkowicie pusta przestrzeń kosmiczna. Nie opracowano wówczas właściwej metody doświadczalnej, wystarczającej do pomiaru właściwości całkowicie nieelektrycznych lub też quasi czy para elektrycznych w tzw. kosmicznej "próżni". Każdy chętny może takie doświadczenie opracować.

Nieruchomą przestrzeń zbudowaną z eteru można określić jako obecną z dala od skupisk galaktyk w całkowicie nie oświetlonej przestrzeni do której nie dociera nawet najsłabsze światło podczerwieni. Więc temperatura KOSMICZNEGO zera bezwzględnego, taka jak w tak zwanej Wielkiej Pustce, może być według moich przewidywań nawet znacznie niższa niż się dziś określa. Czy przestrzeń –eter może zamarznąć? NIE. Nieruchomy eter ma właśnie wtedy najniższą możliwą temperaturę a raczej nawet jej brak. Dlaczego nikt nie zastanawiał się nad powodem szybkiej utraty temperatury w przestrzeni kosmicznej skoro nie ma w niej cząsteczek?? Skoro fotony przenoszą ciepło to w próżni efekt byłby wręcz izolacyjny przy braku nośnika. Tak samo jak ciepło ze Słońca nie powinno dotrzeć do Ziemi w próżniowej przestrzeni. Nawet mimo umieszczonych tam oficjalnie obłoków gazowych jako częściowego jej wypełniacza.  Niestety, to tak nie działa. To przestrzeń zamraża ciała materialne, odbierając energię i szybko równoważąc MECHANICZNIE (bo wszystko jest w przestrzeni kosmicznej fundamentalnie MECHANIKĄ) ruch rejestrowany jako temperatura- ciepło- podczerwień. Każda cząsteczka i orbital atomowy jako jej fraktal w istocie jest WIREM.  Stawianie tu granic ma efekt odwrotny od celu. Utrudnia zrozumienie natury eteru. Z kolei tak zwane światło- fotony to ruch drgający omawianej kwantowej substancji tworzącej przestrzeń kosmiczną, zwiększające i zmniejszające naprzemiennie warstwami swoją gęstość podczas trwania fali świetlnej czy jak kto woli elektromagnetycznej. Jest to pulsacyjna zmiana ciśnienia pomiędzy kolejnymi falami eteru, rozchodzącymi się dookólnie w przestrzeni, w przeciwieństwie do pola elektromagnetycznego i grawitacyjnego które w naturze są oddziaływaniami o stałym kierunku ruchu.  Oto kolejny PIĄTY stan skupienia.
 
Strukturę "wypełniacza" czy wręcz "budulca" przestrzeni kosmicznej, możemy porównać do własności gazu który tym różni się od innych znanych i nie znanych gazów lżejszych od wodoru (proton i neutron jest normalnym gazem naturalnie istniejącym w przestrzeni kosmicznej ale na tyle lekkim że w stanie wolnym zawsze będzie wypierany na peryferia atmosfery przez cięższe gazy) że jest wręcz pozbawiony sferycznej formy a przez zerową wykrywalność spowodowaną brakiem zarówno potencjału elektrycznego i pola magnetycznego (ponieważ tworzy te własności) uznaje się go błędnie jako cząstkę dualistycznej natury czy też rodzaj wirtualnej fali. Podchodząc czysto abstrakcyjnie, na zasadzie analogii możemy też wnioskować że w porównaniu z mało sprężystą cieczą jaką jest woda, czy jeszcze bardziej sprężystą atmosferą, fotono-twórcza zawartość kosmicznej przestrzeni jest najbardziej sprężystą, ściśliwą i elastyczną substancją z wszystkich tych pięciu (eter, plazma, gaz, ciecz, ciało stałe) stanów skupienia.

Wyłącznie istnienie RUCHU, wywołującego różnicę ciśnień we wspomnianym "protopłynie" przestrzeni kosmicznej, jak i każdym innym stanie skupienia, w tym nawet ciała stałego- np. piezoelektryk), warunkuje powstanie potencjału elektrycznego czy jak to nauka tak klarownie co niezrozumiale mówi -"ładunku elektrycznego". Ładunku jako enigmatycznej nic nie wyjaśniającej formy słownej bo nikt nie wie co i kto tam naładował. To przyczyna ruchu tego ładunku powinna być badana i poznane zamiast wyszukiwania pozornie nowych cząstek bo jak dotychczas, nie zbadano co powoduje cały ruch w naturze. Nie można oczekiwać że aparaturą pomiarową odkryjemy każdą cząsteczkę i właściwość przestrzeni, jeśli to właśnie przestrzeń z samej swej natury jest CZYSTO ELEKTRYCZNA W RUCHU a wręcz nieelektryczna gdy pozostaje w nieporuszeniu. To jest właśnie problem dla pomiaru. Moim zdaniem to po prostu czysta świadomość Wszechświata jako zbiorowa kosmiczna świadomość/ informacja czy umysł, wywołała pierwszy ruch i pobudza go do dzisiaj. Do tej pory nawet fizyka kwantowa nie odważyła się WPROST podjąć tego tematu. Mówi się  coś o upiornym działaniu na odległość, świadomości fotonu podczas jego obserwacji czy superpozycji w fizyce kwantowej ale nic poza tym. A jeśli stwierdzamy fakt istnienia świadomości choćby przez to że wiemy o swoim własnym istnieniu, nie można formułując Teorię Wszystkiego takiego aspektu nawet próbować omijać. Tego co jest obecne w danym miejscu przestrzeni kosmicznej, należy spodziewać się we wszystkich pozostałych.
Pochopnie określać własności przestrzeni kosmicznej to tak jakby za pomocą własnego mózgu próbować całkowicie zrozumieć... własny mózg. Dlatego przeprowadzić doświadczenie to jedno a GRUNTOWNIE przemyśleć i pojąć całość zdobytych informacji rozumem, to drugie...

Jest to struktura bez wielu niepotrzebnych udziwnień, jak traktuje o tym wydumana bezpodstawna teoria strun czy równie oczywista teoria wielkiego wybuchu, wynikających z ponoć klarownych równań matematycznych. Matematyka wcale nie musi odzwierciedlać natury i zwykle jeśli ją opisuje, to z błędami bo nie da się opisać prostym wzorem tysiąca różnych delikatnie wpływających na siebie czynników, choć prawo zawiadujące przestrzenią które wszyscy zawodowi i mniej zawodowi fizycy chcą odkryć, jest i musi być tylko jedno. Jednak jest ukryte na nie do końca fizycznym poziomie, ponieważ matematyką nie można opisać zjawiska istnienia oraz źródła pochodzenia świadomości czy po prostu ogólnie informacji obecnej w naturze, do których nie nawiązują niestety, wymienione teorie. Mówi się o udowodnieniu ewolucji ale nikt nie wyjaśnił szczegółowo jej mechanizmu gdzie przykładowo istnieje kilka roślin, które wykorzystują zapach do wabienia much. Najbardziej znana z nich to Rafflesia, która wydziela zapach zgniłego mięsa, aby przyciągnąć owady zapylające, w tym muchy. Inna grupa to rośliny owadożerne, jak muchołówka amerykańska (Dionaea muscipula), która zwabia owady do swoich pułapek za pomocą zapachu i koloru, a następnie je trawi. Jak kwiat ma dostosować swój smród do zwabienia muchy albo zęby do jej uchwycenia w sposób ewolucyjny skoro nie ma nawet oczu czy mózgu aby ten proces przeprowadzić?? A jeszcze ciekawsze jest to w jaki sposób, jeśli miałoby to być przeprowadzane etepami ewolucyjnymi ,zapach czy ząb przechodzi z nieistnienia do pełnego wykształcenia tych funkcji....  Chodzi mi tu o to że cała natura jest tym mózgiem i zmysłami w formie jednego wielkiego kosmicznego organizmu i wszelkie wycinkowe jej rozpatrywanie to tylko kolejne manowce. To gruby minus dla nauki bo pomijając świadomość, pominięta zostaje największa enigma za pomocą której w ogóle zachodzi konstruktywny proces w naturze i jakiekolwiek istnienie przez które mamy choćby możliwość badania rzeczywistości. 

BEZ UWZGLĘDNIENIA WSZECHOBECNEGO ZJAWISKA ŚWIADOMOŚCI (KTÓRE JEDNAK UJAWNIA SIĘ W NASZYCH MÓZGACH)  PRZYJMUJĄC ŻE W NATURZE ZACHODZIŁY PROCESY LOSOWE, NAWET GDYBY WYSTĄPIŁ JAKIŚ NIEDŁUGI CIĄG KONSTRUKTYWNYCH PROCESÓW, MÓGŁBY LOSOWO ZA JAKIŚ CZAS ZOSTAĆ CAŁKOWICIE ZDEKONSTRUOWANY DO PUNKTU WYJŚCIA. WIĘC MOWA O TYM ŻE Z CHAOSU POWSTAŁ PORZĄDEK BEZ ŻADNYCH DANYCH , PROGRAMU CZY WIEDZY POCHODZĄCEJ OD INTELIGENTNEJ SIŁY NA KTÓREJ TEN TWÓRCZY PROCES MIAŁBY SIĘ OPRZEĆ MIJA SIĘ Z LOGIKĄ JUŻ NA SAMYM POCZĄTKU OD MOMENTU POSTAWIENIA TAKIEJ ABSURDALNEJ TEZY NA KTÓREJ OPIERA SIĘ  CAŁY TEN BZDURNY BIG BANG.


Czyżby nauka bała się spojrzeć z tyłu ludzkiego mózgu - najpierwszego narzędzia, za którego pomocą bada naturę? Świadomość jest obserwowalnym choć oficjalnie nie wyjaśnialnym FIZYCZNYM zjawiskiem bo występuje w przyrodzie zamaskowana w geometrycznym pięknie wszelkich naturalnych żywych a nawet nieożywionych struktur, co sprawia że wszystkie główne teorie fizyczne są co najmniej nieodpowiednie a nawet niewiarygodne jeśli przemilczają ten fakt, za którego stwierdzenie Giordano Bruno musiał zginąć z rąk inkwizytorów, z których działalności nomen omen wyewoluowała właśnie nowożytna "nauka". 

Bo jeśli okaże się kiedyś iż zamiast niedopracowanej teorii ewolucji, zasób informacji decydujący o przebiegu i formowaniu się we Wszechświecie wszelkich zjawisk nie mówiąc o naturze martwej jako oprawie dla natury żywej, ukryty w oceanie świadomej, inteligentnej substancji wypełniającej przestrzeń kosmiczną, w której dryfuje materia, jest fundamentem istnienia poprzez który wszystko się przejawia i samorealizuje a którego odkrycie sprawia problemy nawet fizyce kwantowej, jaki ma wtedy sens obecna szeroko pojęta nauka ścisła formowana od przeszło 100 lat? Żaden. 

Nauka nie załatwia w 21 wieku prostych spraw technicznych jak choćby zabezpieczenia ludzkości w zapas czystej wody pitnej a już pcha się w tematykę nic nie wnoszących do obecnego poziomu życia cywilizacji, rozmiaru Wszechświata, natury czarnych dziur, czy innych pustych dywagacji jak rzekoma wielowymiarowość przestrzeni, której- nawet gdyby była faktem- wielokrotnie trudniej byłoby sprostać niż osiągnięcie technologii antygrawitacji.

Wyobraźmy sobie teraz przestrzeń kosmiczną jako świadomy fluid podobny do oceanu na inteligentnej planecie opisanego w powieści Stanisława Lema "SOLARIS" a przedstawionego w filmie o tym samym tytule. Przestrzeń bez pojęcia czasu, którego natura przez swoją nieograniczoność i brak potrzeby pomiaru jakichkolwiek swoich procesów nie potrzebuje, tak jak nie potrzebuje ograniczeń dla przestrzeni kosmicznej. Z resztą w skali kosmicznej nie ma sensu pomiar zarówno wielkości przestrzeni, jak i pomiar czasu trwania Wszechświata bo zwyczajnie nikomu takie szacunki nie są potrzebne, bo i po co? Dla satysfakcji, dla sportu? Takie szacunki zawsze będą niedo- lub przeszacowane i tylko myląco oddziaływujące na przyszłe osiągnięcia naukowe. Nie takie szacunki są potrzebne. Przynajmniej nie przyszłym astronautom będącym na etapie odkrywania Układu Słonecznego czy nawet naszej Galaktyki. 

Niech ta wyobrażona przez nas na nowo przestrzeń będzie o trzech a nie dziesięciu wymiarach jak obecnie, lub niech raczej będzie w jednym trójwymiarze.  Wymiary w ilości więcej niż trzy nie są naturze do niczego potrzebne tak samo jak możliwość lotów kosmicznych poprzez fantastycznonaukowe "zaginanie" przestrzeni które również jest niemożliwe bo przestrzeń nie jest płaska. Takie zbędne dla działania Wsechświata ukomplikowania psułyby koncept prostoty i spokoju natury. Jeśli natura nie ma potrzeby zaginać przestrzeni (Bo i w jakim celu? Aby nieinteligentnym ludziom udostępnić wytrych dla ominięcia prostego do rozwiązania problemu pokonania grawitacji?)  to z automatu my nie możemy tego zagięcia wykorzystać. To w ten sposób należy rozumieć możliwości jakie oferuje natura. Natura czegoś nie potrzebuje = my nie możemy użyć danej opcji bo NIE ISTNIEJE. Po co naturze rolowana przestrzeń??? Za to przestrzeń świadoma, monomorficzna nieruchoma struktura bez potencjału elektrycznego, w formie proto-fotonowego płynu w którym każdy ruch powoduje zawirowania, tworząc z tego samego materiału toroidalnie wirujące "bąble" które my obserwując, nazwaliśmy błędnie kwantami jest BARDZO potrzebna. Bo to podkład choćby dla propagacji światła. Światła, promieniowania, pola elektromagnetycznego, grawitacji. Zapomnijmy także o jakimkolwiek dualizmie korpuskularno- falowym. Prędzej patrząc na matrycę natury powiedziałbym że skoro prenatalnie mamy wgląd że życie wyszło z wody i nauczyło się oddychać powietrzem, można przyjąć że schemat ewolucji w dalszej przyszłości będzie umożliwiał oddychanie i "pływanie" w FOTONOWEJ przestrzeni kosmicznej. Tak jak obecnie skarabeusze używają do lotu antygrawitacji, przed startem elektryzując odnóża, tak bio-humano-elektro-droid będzie mógł lub już gdzieś w kosmosie jest zdolny oddychać i "pływać" elektrycznie w przestrzeni kosmicznej BEZ POJAZDU!! Jest to jak najbardziej możliwe, choć pewnie pod koniec drogi rozwoju bioorganizmu Wszechświata. Podobnie jak "zielone ludziki" mają zapewne zdolność do oddychania wg mechanizmu  > CO²  > O² > CO² > O²  > w procesie fotosyntezy tlenu. Wtedy płuca będą zbędne bo dla zapewnienia ciągłości oddychania wystarczy jedynie zielona skóra z chlorofilem lub czymś o podobnych własnościach i światło wprost z pobliskiej gwiazdy lub sztuczne- pokładowe. Usta byłyby potrzebne tylko dla przyjmowania wody a do porozumiewania się użyliby telepatii świetnie działającej wyłącznie gdy mamy na uwadze przywrócony transmiter świadomości w postaci eteru całego Wszechświata. Wszystkie istoty świadome używają tylko jednej nierozerwalnej, niepodzielnej, monolitycznej świadomości czy pola informacji o wielkości Wszechświata, tak jak bakterie komunikują się w organizmie człowieka zależne od jego ogólnego stanu psychofizycznego. Nie istnieje też reinkarnacja bo pasmo wcieleń pojedynczej istoty nie ma dla Wszechświata sensu. Co innego gdy wszystkie wcielenia są ciągiem rozwoju jednej duchowej istoty Wszechświata. Po prostu każda świadoma istota, czyli wyposażona w zmysły wzroku, słuchu i mobilności, myśli że jest odrębnym bytem a faktycznie w tym momencie świadomość Wszechświata nasłuchuje i patrzy KAŻDYMI dostępnymi oczami i uszami kontrolując zbiorczo punkt po punkcie materialny wyraz samej siebie. Dlatego też naukowi zdrajcy ludzkości świadomości nigdy do pliku nie zapiszą. Jest to w tej sytuacji logicznie niemożliwe.

Wracając- nie istnieje dualizm korpuskularno falowy. To nie jest fala LUB cząstka a sferyczna rozchodząca się FALA CZĄSTEK (jeśli przyjmiemy dla uproszczenia że eter jest cząstkowy), przypominająca swoją warstwową konstrukcją cebulę, powołana do ruchu innym ruchem, w tym początkowo promieniowaniem reliktowym, pod warunkiem że, jak nam mówią, dociera do obserwatora z każdej strony Wszechświata. Fala tak gęsta od cząsteczek że przypomina zwarty ale elastyczny monolit, w którym fale następują jako minimalne naprzemienne rozrzedzenia i zagęszczenia tych wewnątrz nieco odkształconych ruchem toroidalnych "bąbli", choć jeszcze nie magnetycznych monopoli. Gdy emitujesz sztuczne promieniowanie za pomocą anteny (jedyny działający choć otwarty obwód elektryczny) wywołujesz przepływ prądu (przez otaczającą go przestrzeń a więc także w przewodniku jest to przepływ fotonów bo żadne fotonowe pole e.m.  nie zamienia się magicznie jak u naukowców na granicy otoczenie- przewodnik z fotonu w elektron i odwrotnie). Antena jest tu po prostu pompą dla fotonów. Poruszasz dosłownie drobnocząsteczkową przestrzenią jak jakimś płynem przez przyłożenie energii do obwodu wymuszającego ruch fotonów w orbitalach a dokładnie na ich walencyjnej powierzchni. Można powiedzieć że poruszasz "podkładem" rzeczywistości znajdującym się pod ciśnieniem. Stąd przez ścisłe ułożenie tych bezenergetycznych quasi-cząsteczek już przy minimalnych mocach możesz generować fale na znaczne odległości w tzw. "pustej" wg nauki przestrzeni. Jednak "gubią się" one docierając do materialnych obiektów jak choćby powierzchnia Ziemi o bardzo niskim potencjale, ponieważ wzbudzone fotony wtedy wychwytywane są przez atomowe sieci orbitali ciał stałych. Najwięcej promieniowania pochłonie /zatrzyma właśnie ciało stałe z powodu dużej ilości i warstw zwartych orbitali. W tym oczywiście ciało człowieka zbudowane w 78 % z wody. Dlatego w obecnej ułomnej technologii ludobójstwa rozstawia się gęsto nowoczesne nadajniki telekomunikacyjne 4 G i 5 G bo ich częstotliwość zawiera się w paśmie 2,4 GHz, co odpowiada częstotliwości rezonansowej cząsteczki wody powietrzu lub częstotliwości działania mikrofalówki. Przy złej pogodzie, duża wilgoć i deszcz w powietrzu silnie tłumi tę częstotliwość a sokoro tak to ciało człowieka również... 

Tak zwany ładunek elektryczny którego istoty nauka nigdy dokładnie nie wyjaśniła, mówiąc nam że "elektrony" posiadają ładunek ujemny a "protony" dodatni, jest rodzajem zjawiska podobnego do erozji gleby gdzie erozja jawi się tam jako wyższy potencjał dla wygładzonej powierzchni gruntu planety po jego wypiętrzeniu (np. zderzeniem lub erozją elektryczną jaką widzimy na powierzchni Marsa- o tym w przyszłym poście) gdy mamy do czynienia ze skalistym ciałem stałym niwelowanym przy pomocy obecnej na nim cieczy lub też gazu które służą wtedy jako forma materiału ściernego. 

Jeśli nie ma różnicy poziomów potencjału elektrycznego, prąd nie płynie. Różnica tworzy się przez zmiany ilości cząsteczek (fotonów) między dwoma przykładowymi punktami w przestrzeni która sama w sobie jest na wielkich przestrzeniach nawet niezłym izolatorem. Lecz w końcu wraz z odległością, wzrost potencjału jako subatomowego rodzaju ciśnienia stał się tak duży że w wyniku jakiegoś zawirowania (Promieniowanie Reliktowe/ Głos Pana- patrz S. Lem) kiedyś nastąpiło pierwsze samoistne przebicie, którego powtórzenia z powodu echa mogą zdarzać się gdzieś w większej kosmicznej pustce cały czas aż do dzisiaj. Kreacja materii następuje po przekroczeniu bariery, kiedy to następuje z początku niewidoczne, wywołane różnicą ilościową fotonów pomiędzy tymi punktami, niewykrywalne wielkoskalowe załamanie oporu elektrycznego eterycznej przestrzeni i wyładowanie plazmowe. W wysokiej temperaturze, ciśnieniu i napięciu (co w istocie jest jednym i tym samym zjawiskiem wynikającym z różnicy ciśnień), fotony utworzyły coś na wzór piorunów kulistych tylko że w stabilnej przez minimalny rozmiar formie. Tak powstały pierwsze proste dipoloidalne materio-zymale, ale już elektromagnetyczne cząsteczki służące materii jako jądra atomowe czyli protony. Jest to najprostszy pierwiastek  kolejny po eterze, wcześniej obecny (a dziś już nie) w tablicy Mendelejewa i nazwany przez twórcę "korona". Kolejno po eterze według masy atomowej mamy pierwiastki takie jak: proton, neutron, prot =wodór 1, deuter = wodór 2, tryt = wodór 3, hel itd. Wodór 1 zawiera w sobie strukturę protonu na którą jest nałożona struktura neutronu z ledwo zaznaczonym na jego powierzchni walencyjnym orbitalem zawierającym warstwę niewielkiej ilości fotonów cyrkulujących przy jego powierzchni.

Są to pierwsze złożone z tych cząstek orbitale a wraz z nimi... materialna strona Wszechświata w którego podobno pustej przestrzeni - nie tylko w materialnych orbitalach- odnajdziemy fotony w stanie wolnym. Celowo nie użyłem słowa "elektrony" ponieważ one nigdy nie istniały oprócz ludzkiej dualistycznej wyobraźni. Na orbitalach niestety znajdziemy WYŁĄCZNIE fotony. Znajdziemy je także nawet w najprostszych materio-zymalach magnetycznych w centrum atomu jak je tu określam z braku naukowej nomenklatury dla tego nieskomplikowanego elektrycznie tworu. W tym sensie rozbijanie cząstek w akceleratorach nie ma sensu. Nie takiej wiedzy potrzebujemy. Nie istnieją żadne gluony, kwarki i inne barwnie choć bezzasadnie ponazywane cząstki. Wszystkie one powstały na bazie niewłaściwego zrozumienia natury podczas procesów jej rozbicia które trwają ułamki sekund. Więc nie zobowiązują te twory w ich wyniku powstałe do jakiegokolwiek nazywania ich. To są kawałki rozszarpanych pól elektromagnetycznych których energia jest w umownie wyskalowany sposób rejestrowana w aparaturze. A co tworzy te pola to już wiemy.  Fluid Wszechświata który gdy nie poruszony- nie jest nawet fotonami...

 Idąc dalej, w następnym kroku po pierwszych wyładowaniach, formują się włókna wzdłuż których poprzez skurcz plazmy pojawiają się galaktyki a w nich z kolei powstają gwiazdy. Pytanie pozostaje jedno. JAK to świadome COŚ które występuje tu pod postacią przestrzennego świadomego fluidu wywołało to pierwsze zaburzenie w fotonowej przestrzeni. Można i postawić drugie. Skąd wzięła się cała ta świadoma przestrzeń. Trzecie - jak gromadzi informacje które pozwalają odtwarzać podobne właściwościami żywe twory w całym Wszechświecie? Do udzielenia solidnej odpowiedzi potrzebne będą już nie tylko nawet astronautyczne podróże aby móc spojrzeć z zewnątrz tej struktury, co głęboki wgląd odpowiednio przygotowanych psychofizycznie medium parapsychologicznych w tą monolityczną świadomą strukturę.. O ile się da... Bez tego, będą to ciągłe bezowocne dywagacje.

Wszechświat funkcjonuje wyłącznie mechanicznie w oparciu o ciśnienie powstałe z ruchu wynikającego z początkowej wibracji nadającej materialnym cząstkom kształt dipoloidalny - biegunowy a podstawą technicznego zrozumienia i wykorzystania działania WSZYSTKICH sił we Wszechświecie jest istota powstałego w ten sposób pola elektromagnetycznego czyli wiru osiowego z płaszczyzną wyrzutu cząstek znajdującą się dokładnie w połowie pomiędzy biegunowymi lejami tego pola. Ta struktura której nie udało mi się do tej pory całkowicie zrozumieć, istnieje zarówno wewnątrz jądra atomu jak i na zewnątrz naszego świata w postaci pól elektromagnetycznych ciał niebieskich, To jest ta sama struktura wiru , wywoływana tym samym schematem, prawem natury. Na ziemskim równiku pomiędzy połówkami pola obserwujemy osłabienie tego pola ze względu na prostoliniowy silny wyrzut pola fotonów z wewnątrz pola. Nie przechodzą one w żadne z obu półsfer pola magnetycznego Ziemi. Giną w przestrzeni powodując efekt orbity geostacjonarnej. Odnoszę wrażenie że gdy obserwujemy jak, podobno fotonowe pola magnetyczne jednoimienne się nadciśnieniowo odpychają a różnoimienne podciśnieniowo przyciągają, są ukształtowane ostrzowo tak że powodują mimowolny ruch fotonów w kierunku ostrza, węższej strony tej struktury atomowej. Za taki efekt mogą być odpowiedzialne te pierwiastki których pojedynczy atom przypomina taki dipol swoim kształtem. 

Sama zaś przestrzeń gdyby pozbawić ją tej startowej wibracji ze swym nieokreślonym źródłem, powodującym wysyp elektrycznych, plazmowych włókien, "jawi mi się tedy" piątym świadomym elementem (brakującym stanem skupienia) niewykrywalnym gdyż te quasi cząsteczki - "proto-fotony" NIE SĄ JESZCZE W RUCHU. Nie generuje ona potencjału możliwego do zmierzenia jakimkolwiek obecnie dostępnym przyrządem elektrycznym/pomiarowym. W przestrzeni takiej konstrukcji mamy możliwość łatwej, analogicznie z pozostałymi stanami skupienia, propagacji stałych pól grawitacyjnych i stałych pól magnetycznych, które są jej nisko energetycznym ruchem. Także propagacji wysokoenergetycznego światła i zmiennych pól elektromagnetycznych. W tym kontekście rzekomo odkryte fale grawitacyjne mogą być jedynie zniekształceniem cząsteczkowej (wzbudzonej) przestrzeni w wyniku emisji promieniowania po wybuchu supernowej albo omyłkowo doń przypisanymi falami elektromagnetycznymi wynikłymi z rozszczepienia lub łączenia wirów czarnych dziur - osi wirowania spiralnych galaktyk o których pisałem w jednym z pierwszych postów. 

Jeśli uznać fotony za rodzaj podstawowego, wysoko szlachetnego gazu, a zawsze mamy prawo to zrobić dla rzeczowej unifikacji tego naukowego bałaganu, bo niektóre z poczynionych przez człowieka naukowych podziałów w naturze, mogą wprowadzać więcej zamieszania niż porządku, to podobnie jak obserwujemy to w ziemskiej atmosferze, przy wielokrotnie większych odległościach następuje tłumienie promieniowania, w wyniku czego dociera do nas wyłącznie czerwona (działająca regeneracyjnie w przestrzeni kosmicznej barwa światła- moim zdaniem nie przypadkowo- patrz podróże kosmiczne w narażeniu na promieniowanie, stąd też tak jest dobrany kolor pisma mojego bloga).

Galaktyka Andromedy w tym świetle, nie zbliża się lecz przekazuje nam całe dostępne promieniowanie z przewagą nadfioletowego promieniowania czego powodem jest wyłącznie jej bliskie położenie względem naszej galaktyki Drogi Mlecznej. Dlaczego czepiam się Andromedy? Bo jest to jednocześnie najbliższa i jednocześnie jedyna galaktyka która mruga do nas prowokacyjnie w nadfiolecie, tak jak ja prowokacyjnie piszę ten post. Ona wcale się nie zbliża. Przez cząsteczkową strukturę przestrzeni przy tak "minimalnej" odległości bez trudu przebija się do nas KAŻDE wysyłane z niej promieniowanie w każdej możliwej nadanej częstotliwości. Tylko przez zwiększający się opór przewodnika jakim jest coraz dalsza przestrzeń kosmiczna "gasną" wszystkie wyższe wibracje. Podobnie jak jest to z dźwiękiem w atmosferze. Bas wystarczy umieścić byle gdzie a będzie słyszalny, natomiast głośniki z wysokimi dźwiękami trzeba dublować co jakiś odcinek odległości. Być może tak jak nie możemy za pomocą słuchu skutecznie wyodrębnić źródła dźwięku niskich częstotliwości, tak samo analogicznie, nie ma możliwości odnalezienia źródła propagacji podczerwonego promieniowania reliktowego...

Każda cząsteczka powyżej fotonu czyli jego bardziej złożonych kombinacji zwanych energią czy pierwiastkami, jest wirującym i przemieszczającym się z różnymi prędkościami i różnej ilości warstwami a więc i energiami, dwu- lub multi- toroidalnym polem elektromagnetycznym, które w zestawieniu z podobnymi cząsteczkami tworzy oprócz materii, zmienne fale elektromagnetyczne o różnych częstotliwościach lub stałe pola magnetosferyczne. Przy odpowiednio dobranych częstotliwościach generacji, można za pomocą fal elektromagnetycznych rozproszyć do postaci podstawowych cząsteczek fotonowych, wszystkie stany skupienia, nawet ciała stałe. Każdy kawałek materii w istocie jest przezroczysty. Jego widzialność zależy jedynie od promieniowania którym zostanie oświetlony. Nie ma tu tak na prawdę i nigdy nie było wyraźnych granic, nie ma sensu podział na osobne elementy, który zakłóca zrozumienie istoty Wszechświata jako ściśle połączonej i bezzwłocznie reaktywnej całości.

Problem doboru bezpiecznego promieniowania do budowanej technologii w świetle powyższego opisu zależy od częstotliwości która nie powoduje dekonstrukcji orbitali fotonowych. Dekonstrukcja może zachodzić zarówno przez doładowywanie walencyjnych powłok zewnętrznych jak i ich rozrywanie w przypadku pierwiastków o wiązaniach aktywnych chemicznie. Na tej podstawie można domniemywać że równie łatwy jest proces uaktywniania pierwiastków całkowicie szlachetnych lub rozdziału złożonych substancji za pomocą odpowiednio dobranych częstotliwości. Pomyśl tu o sieciach telefonii komórkowej lub choćby o możliwości wyodrębnienia tlenu z CO² dla poprawienia mobilności kombinezonów astronautycznych.

Cały Wszechświat w istocie przypomina jeden wielki żywy i świadomy organizm, tylko że z naszej mikro perspektywy nie widać czy jesteśmy bakteriami czy roztoczami na plecach większego organizmu skoro gigantyczne mgławice przypominają komórki z wakuolami a pod mikroskopem z kolei wszystko wydaje się równie symilarne. 
Warto rozważyć czym jest spowodowana siła nakłaniająca do wirowania i ruchu cząsteczki fotonów jak ich bardziej złożone fraktalne struktury zwane atomami. Prawdopodobnie to co nauka odkryła nazywając promieniowaniem reliktowym, pobudza wibracjami fotony uwięzione w materii jednocześnie ją tworzące, do pozostawania w aktualnym stanie energetycznym. Jednak zaniżenie poziomu wibracji może powodować że fotony budulcowe przestrzeni staną się zupełnie nie rejestrowalnym elektrycznie bytem, i wydaje się, jakby przestrzeń będąc bez dostępu reliktowego promieniowania dążyła samoistnie i świadomie do tego aby stać się największym jak to tylko możliwe w takich warunkach, nierozdzielnym monolitem tej konstruującej wszystko świadomości. 

W tym sensie daremne moim zdaniem jest rozbijanie materii w LHC czy THC ponieważ struktury odkryte jako rzekome kwarki nie mogą samodzielnie istnieć w naturze. Powstają w czasie eksperymentu tak samo jak nietrwałe pierwiastki np. Technet. W niczym nie biorą one udziału poza przypadkiem destrukcji aby zaraz zniknąć w tle przestrzeni. Notabene rzekome kwarki, elektrony, grawitony, jak i fotony wydają się być po zebraniu i porównaniu informacji, tą samą cząsteczką ponieważ są tej samej (nauka mówi że punktowej lub nieokreślonej) średnicy. Więc jaki jest też sens je osobno nazywać? Jak podoba się Wam ta oto prosta wizja jak Brzytwa Ockhama? Teoria Wszystkiego to nie jest, bo nie mogę przeniknąć zjawiska świadomości które tworzy pole fotonowe zwane przez nas przestrzenią. Ale gdyby tak (jakimś cudem) zamiast kolejnych wojen, wszystkie narody zrzuciły fundusze na masową elektroastronautykę, wtedy patrząc na Wszechświat spoza gęstych gromad galaktyk i dzieląc się wrażeniami z podróży, można by było zrozumieć znacznie więcej...






23 kwietnia, 2022

Ciemna materia i energia nie istnieje.






Każdy zawodowy astronauta powinien mieć jakieś pojęcie elektryczne, wiedzieć co to jest plazma i dlaczego Wszechświat jest przede wszystkim ELEKTRYCZNY. Astrofizyk nie studiujący zjawisk elektrycznych , nie ma bladego pojęcia co dzieje się w przestrzeni kosmicznej. Wskazane byłoby także chociaż jakieś minimalne przeszkolenie potencjalnego astronauty w tym kierunku. Dawniej każdy kapłan biorący udział w obsłudze  biblijnej "Arki Przymierza" musiał mieć pojęcie o elektryczności. Inaczej praca w pobliżu i w kontakcie z urządzeniem elektrycznym mogłaby go zabić tak jak to się działo z osobami postronnymi zapewne wtedy i w obecnych czasach. Przykładowo jak z pakistańskimi amatorami pozującymi do zdjęć na dachu wagonu kolejowego. 

Przestrzeń kosmiczną należy rozumieć jako niezły kawał przewodnika elektrycznego tyle że o najwyższej oporności ze wszystkich dostępnych substancji. Wszystkie substancje są w pewnej mierze przewodnikami jak też izolatorami. Za przenoszenie energii odpowiadają fotony. Bez wyjątku o jakim rodzaju energii czy oddziaływania mówimy. Materia zbudowana jest z fotonów przechwyconych na atomowych orbitalach. Nie istnieją elektrony. Za elektrony wzięto mylnie orbitale atomowe które są wirami elektromagnetycznymi pełnymi fotonów. Tak jak z resztą wszystkie inne pola elektromagnetyczne. W tym kontekście przestrzeń która potrzebuje transmitera energii świetlnej, cieplnej jak i pozostałych, jest przewodnikiem wypełnionym fotonami o niesamowicie ogromnym potencjale elektrycznym ponieważ przekrój przewodnika jest nam nie znany. I mimo że fotony są określone jako bez-masowe oraz nie– elektryczne to nie jest tak do końca. Sprawdźmy przewodność elektryczną tak zwanej próżni -8,84·10−12 F/m. Jeśli tak zwana próżnia ma swoją przenikalność elektryczną to jednak nie jest to próżnia. Gdyby przestrzeń kosmiczna była próżnią bez jakiejkolwiek cząsteczki NIE POWINNA W OGÓLE PRZEWODZIĆ GRAMA ENERGII!! Jeśli przestrzeń kosmiczna ulega przebiciu elektrycznemu to znaczy że jest tam materiał który temu przebiciu ulega.
Nie mówię tu o odwracaniu uwagi jak kota ogonem jaki stosują lemingi nauki mówiąc że w przestrzeni nie ma próżni bo mamy przecież cząsteczki typu gazy, pyły, itp które spotyka się raz na centymetr czy metr. To nie o tym mówimy. To nie spowoduje przeniesienia ładunku "elektrycznego". Mówię o obecności fotonów obrazowo mówiąc umieszczonych jeden przy drugim, będących w stanie bardzo niskiego potencjału. Można też równie dobrze powiedzieć że gdy fotony czyli eter nie jest w ruchu wtedy przestrzeń jest monolitem wypełnionym jednorodną substancją. Można uformować twierdzenie że "ładunek elektryczny to jest zdolność do przenoszenia poprzez fotony, energii elektrycznej z punktu o większej ich ilości do punktu o ilości mniejszej".
W pozornie pustej monolitycznej przestrzeni jako pierwszym stanie skupienia, fotonowa przestrzeń którą pod względem strukturalnym możemy opisać jako jeden nieruchomy foton w stanie niskiej energii mamy jeszcze takie zjawisko jak plazma.  
Plazma to drugi  stan skupienia występujący we Wszechświecie w wielokrotnie większej ilości niż następujące po nim gazy, ciecze czy występujący w najmniejszej ilości 5-ty stan stały. Oczywiście odwraca to teorię Big Bangu do góry nogami, według której do dziś plazmy pozostało najmniej ze wszystkich stanów skupienia.
 Zgodnie z obecną fizyką "kiedy jeden lub więcej zewnętrznych walencyjnych elektronów (chmur fotonowych = orbitali - przypis mój) zostanie oddzielonych od atomu, mówimy, że atom jest zjonizowany. Wykazuje wówczas dodatni ładunek elektryczny, i jest zwany jonem dodatnim.
Z drugiej strony, jeśli dodatkowy elektron (chmura fotonowa) jest dodany do obojętnego elektrycznie atomu, zyskuje on ładunek ujemny, i jest nazywany jonem ujemnym."
Siły elektryczne pomiędzy jonami o różnym potencjale są rzędy wielkości większe, niż siły mechaniczne, np wytwarzane grawitacją (jest to tylko stały słaby wielkopowierzchniowy prąd protofotonowy). Elektryczna plazma jest chmurą "jonów" i "elektronów" (wszystko zbudowane z fotonów), które, na skutek wzbudzenia pod wpływem pól elektromagnetycznych, mogą zaświecić i zachowywać się w niezwykły sposób.
Najbardziej znanymi przykładami elektrycznej plazmy są lampy neonowe, błyskawice czy spawarka. Ziemska jonosfera jest przykładem plazmy, która nie emituje widzialnego światła. Plazma wypełnia przestrzeń naszego Układu Słonecznego. Chmura cząstek tworzących wiatr słoneczny jest plazmą. Cała nasza Droga Mleczna składa się głównie z plazmy.  W rzeczywistości, 99% widzialnego materialnego Wszechświata jest plazmą a astro
nauci jakby tego wszystkiego było mało, twierdzą że przestrzeń kosmiczna śmierdzi SPALONYM METALEM! Więc przestrzeń kosmiczna jest typowo elektrycznym zjawiskiem W CAŁOŚCI , z małymi wyjątkami na powierzchni żywych biologicznie planet i może gdzieś tam większych księżyców.









Na zdjęciu Kristian Birkeland w swoim laboratorium.






Pod koniec XIX wieku,  Norweg, fizyk, Kristian Birkeland wyjaśnił, że powodem dla którego widzimy zorze polarne, jest ich plazmowa natura. Odkrył również zwinięte, korkociągowe ścieżki prądu elektrycznego w plazmie. Czasami są one widoczne, czasem nie - zależy to od gęstości prądu w plazmie. Dzisiaj, te strugi jonów i elektronów nazywane są prądami Birkelanda. Tajemnicze Ognie Świętego Elma, elfy, dżety i niebieskie fontanny, związane z burzami elektrycznymi na Ziemi, są przykładami takich właśnie prądów biorących początek w plazmie górnej atmosfery.
Na początku XX wieku, laureat nagrody Nobla, Irwing Langmuir, studiował elektryczną plazmę w swoim laboratorium w General Electric. Rozwinął on wiedzę na temat inicjowania prądów Birkelanda. W istocie to on pierwszy użył słowa plazma na określenie
 samoorganizującego się zjonizowanego gazu, w obecności prądów elektrycznych i pól magnetycznych.
Istnieją trzy różne stany funkcjonowania plazmy:

1 Tryb ciemnego prądu - natężenie prądu elektrycznego (prędkość przepływu zróżnicowanych ilościowo fotonów na orbitalach jonów) wewnątrz plazmy jest niewielkie. Plazma nie świeci. Jest całkowicie niewidoczna. Nie wiemy o jej istnieniu, dopóki nie zmierzymy aktywności elektrycznej czułymi instrumentami. Obecnie przykładami plazmy operującej w ciemnym trybie są włókna plazmowe łączące magnetosfery galaktyk, gwiazd, planet a także ich magnetosfery.

2 Tryb żarzenia - natężenie prądu elektrycznego jest znaczne. Plazma się jarzy. Jasność jarzenia zależy od jeszcze większej ilości i prędkości jonów wchodzących w skład prądu. Przykłady: lampa neonowa, mgławica emisyjna, powierzchnia Słońca i innych gwiazd.

3 Tryb łuku - natężenie i prędkość strumienia prądu jest już bardzo wysokie. Plazma silnie promieniuje w całym widmie. Prąd ma tendencje do tworzenia skręconych włókien. Przykładami takiego trybu są spawarka, błyskawica, wyładowania pomiędzy blisko położonymi ciałami niebieskimi jak pulsary, fotosfery gwiazd i słoneczna.

(4. Tryb protoplazmy lub pierwszy stan skupienia- przestrzenny- 
prąd praktycznie nie płynie, plazma w stanie ruchu bliskim zerowego (fotony przed uzyskaniem ruchu- energii lub po utracie energii) wypełnia cały Wszechświat POD CIŚNIENIEM - przyp. mój)

We wszystkich tych trybach plazma emituje mierzalne promieniowanie elektromagnetyczne (szum radiowy). Przez cały czas gęstość prądu (ampery na metr kwadratowy) determinuje stan, w jakim znajduje się plazma. Atomowa struktura jonizowanego gazu również ma na to wpływ.
Jedną z najbardziej istotnych właściwości plazmy jest jej zdolność do samo organizacji - czyli elektrycznego izolowania się jednych jej części od pozostałych.
Osobiście uważam że plazma jest wręcz świadoma, tak samo jak cała przestrzeń jest monolitem świadomości. Warstwa izolacyjna nazywana jest warstwą podwójną (DL). Gdy studiuje się plazmę w laboratorium, jest ona z reguły zamknięta w cylindrycznej szklanej tubie. Na obu końcach tuby znajdują się elektrody. Jedna elektroda (zwana anodą) posiada większy woltaż niż druga (katoda). Przy takim ustawieniu następuje jonizacja i zaczyna płynąć prąd. Jony dodatnie (atomy pozbawione części "elektronów"[fotonów]) oddalają się od anody, a jony ujemne (atomy z dodatkowymi "elektronami"[fotonami]) będą się do niej przybliżać. Matematyczna suma tych dwóch przeciwnie skierowanych przepływów jest całkowitym prądem płynącym w plazmie.
Jeżeli różnica potencjałów pomiędzy elektrodami jest wystarczająco duża, gdzieś pomiędzy nimi uformuje się warstwa podwójna. Skupi się na niej niemal cały spadek napięcia, przyłożony pomiędzy elektrody. Plazma po stronie anody będzie miała w przybliżeniu taki sam woltaż, jak anoda, zaś plazma po drugiej stronie - jak katoda. Obie części plazmy będą od siebie odizolowane przez DL. Cząstki po jednej stronie DL nie odczuwają pola elektrycznego, ze względu na równoważący ładunek po drugiej. Niemniej całkowity prąd elektryczny, jest wszędzie taki sam (po obu stronach DL). Plazma jest doskonałym przewodnikiem, a co za tym idzie, nie ma na niej znaczącego spadku napięcia podczas przewodzenia prądu - stąd potrzeba warstwy podwójnej, która bierze na siebie większość spadku napięcia. Innymi słowy, DL znajduje się tam, gdzie jest w plazmie najsilniejsze pole elektryczne.
Jeśli włoży się do plazmy ciało obce, utworzy się wokół niego warstwa podwójna, izolująca go od reszty plazmy. Efekt ten stwarza problemy z wykrywaniem napięcia w plazmie przez sondy, w celu zmierzenia potencjału w danym miejscu. Jest to dobrze znana właściwość plazmy. W laboratorium rozwinięto wiele metod, aby to ominąć.
W kosmosie niemożliwym jest wysłać próbnik, aby zmierzyć woltaż słonecznej plazmy w jakimś miejscu. Woltaż jest wielkością względną (jak prędkość), musi być mierzony względem czegoś. Próbnik zacząłby podróż, mając woltaż równy powierzchni Ziemi. W miarę przedzierania się przez plazmę słoneczną, będzie zmieniał potencjał i przejmował woltaż danego miejsca aczkolwiek w kosmosie można zmierzyć natężenie pola elektrycznego.
Prąd elektryczny, przechodzący przez plazmę, przyjmuje skręconą formę, odkrytą przez Birkelanda. Prądy Birkelanda najczęściej pojawiają się w parach. Pary te mają tendencję do ściskania pomiędzy sobą dowolnego materiału za pomocą silnego pola elektromagnetycznego (szybki masowy ruch eteru (mas fotonowych) w plazmie. Nazywa się to skurczem "Z". W ten sposób w kosmicznej skali włóknach prądowych powstały galaktyki spiralne. Patrz symetryczny dimorficzny tależowy układ tych galaktyk. 
Zdolność prądu Birkelanda do gromadzenia i kompresowania nawet nie zjonizowanego materiału nazywa się konwekcją Marklunda.
Przez lata zakładano, że plazma jest doskonałym przewodnikiem, do tego stopnia, że każde pole magnetyczne w niej powstałe będzie w nią "wmrożone".
Techniczne wyjaśnienie jest następujące: jedno z równań Maxwella wskazuje, że pole elektryczne w regionie jest zerowe, to pole magnetyczne musi być tam niezmienne względem czasu - stałe. Jeśli więc każda plazma jest doskonałym przewodnikiem (czyli nie może posiadać pola elektrycznego - a więc różnicy potencjałów), wówczas każde pole magnetyczne wewnątrz niej musi być zamrożone - czyli nie może się w żaden sposób zmieniać.
Obecnie wiemy, że między różnymi punktami w plazmie mogą być niewielkie różnice potencjału. Inżynier plazmowy Hannes Alfvén wskazał na ten fakt podczas swojego przemówienia po otrzymaniu nagrody Nobla z fizyki w 1970. Przewodność elektryczna każdego materiału, z plazmą włącznie, zdeterminowana jest przez dwa czynniki: gęstość dostępnych nośników (jonów) w materiale, oraz ich ruchliwość. W plazmie, ruchliwość nośników jest ogromna. Jony i "elektrony" mogą się poruszać w przestrzeni kosmicznej bardzo swobodnie. Ale ich koncentracja (ilość na jednostkę objętości) może w ogóle nie być duża, jeśli plazma jest pod niskim ciśnieniem. Tak więc, chociaż plazma jest bardzo dobrym przewodnikiem, mogą w niej występować słabe pola elektryczne. 
Plazma nie jest doskonałym przewodnikiem, jest odpowiednikiem kabli przesyłających prąd. Jest to dobrze znane zjawisko, że jeśli jakiś przewodnik przecina pole magnetyczne, zaczyna w nim płynąć prąd. Na tej zasadzie działają prądnice i alternatory. A zatem, jeżeli dojdzie do względnego ruchu plazmy, powiedzmy w ramieniu galaktyki, i pola magnetycznego w tym samym miejscu, w plazmie popłynie prąd Birkelanda. Prąd ten wytworzy z kolei własne pole magnetyczne.
Zjawiska plazmowe są skalowalne. Oznacza to, że elektryczne i fizyczne właściwości plazmy pozostają takie same, niezależnie od jej rozmiaru. Oczywiście, zjawiska dynamiczne zachodzą znacznie szybciej w małym laboratorium niż w galaktyce. Są one jednak identyczne, gdyż wynikają z tych samych praw fizyki. Mamy więc odpowiedni sposób do symulowania kosmicznej plazmy w laboratorium i generowania efektów dokładnie takich, jak w przestrzeni kosmicznej. W rzeczywistości, prądy elektryczne w plazmie powodują większość zjawisk obserwowanych astronomicznie, które nie są możliwe do wyjaśnienia tylko przy pomocy grawitacji oraz magnetyzmu.
Dlaczego astrofizycy ignorują zjawiska elektryczne?
Skoro położono tak mocny fundament pod pracę nad elektrycznymi własnościami Wszechświata, dlaczego główny nurt astrofizyki wciąż ignoruje to pole badań, zamiast tego łatając swoje upadające, grawitocentryczne modele coraz większą ilością teoretycznych fikcji? Dlaczego konwencjonalni astronomowie i kosmologowie systematycznie wyłączają pola elektryczne oraz prądy nie tylko ze swoich rozważań, ale i ze swoich programów? Dlaczego świadomie ignorują fakt, że wiele niewyjaśnionych zjawisk da się łatwo wyjaśnić poprzez rozpoznanie istnienia pól i prądów elektrycznych w plazmie słonecznej i galaktycznej?
Odpowiedź brzmi: magnetyzm był znany od średniowiecza. Nawet już wcześniej wiedziano, że kawałek żelaza może oddziaływać z innym na odległość, choć nie wyjaśniono mechanizmu pola elektromagnetycznego do dzisiaj.
Ale wcześni astronomowie (jak ich współcześni kuzyni) nie byli uprzedzeni o istnieniu zjawisk elektrycznych. Johannes Kepler (1571-1630) wyjaśnił już matematycznie kształt orbit planet, gdy Izaak Newton opublikował swój traktat o grawitacji w 1687. Gdy to nastąpiło, nic więcej nie było potrzebne do wyjaśnienia i przewidywania ruchów planet. 
Wszystko było rozwiązane. Aż do dzisiaj...
Było to oczywiście na długo przed Benjaminem Franklinem (1706-1790) i jego puszczaniem latawca w czasie burzy, oraz zanim James Clerk Maxwell (1831-1879) wyprowadził swoje równania, łączące pola magnetyczne z elektrycznymi, ale pola elektryczne są trudne do zmierzenia a astronomowie nie wiedzieli, że będą one im potrzebne. Zatem nigdy ich nie włączali do zaakceptowanego modelu grawitacyjnego, w jakim od zawsze działa Układ Słoneczny czy cały kosmos.
Oto dlaczego do dzisiaj, większość astrofizyków nigdy nie zaliczyło kursu elektrodynamiki czy dynamiki i wyładowań plazmy. Próbują opisać dynamikę plazmy przy pomocy równań stosowanych tylko do dynamiki płynów i efektów magnetycznych. To jest to, co Alfvén nazwał magneto-hydrodynamiką. Nie zdają sobie sprawy, że magneto oznacza również elektro. ZAWSZE. A to z kolei wyjaśnia, dlaczego ślepi astronomowie mówią o wietrze słonecznym, skręconym warkoczu czy falach uderzeniowych, zamiast o prądzie elektrycznym w plazmie, polach elektrycznych, skurczach plazmy typu "Z" i warstwach podwójnych. Wyjaśnia to również, dlaczego twierdzą oni, że linie pola magnetycznego nie mogą się gromadzić, łączyć i rekombinować.
 
Wszechświat jest elektryczny ale i świadomy jednocześnie a więc na początku kiedy istniała ciemna i pusta przestrzeń, była już obecna INFORMACJA jak ma wyglądać materia. Na początku był to -można wprost powiedzieć- pusty choć nie próżniowy Wszechświat bez plazmowych sieci galaktyk, gwiazd, ich planet i życia biofizycznego. Od strony fizycznej był na początku wolną od materii przestrzenią pełną wyłącznie fotonów. Dokładniej protofotonów- eteru w stanie bezruchu o niskiej energii.  Pełny substancji w której łatwo przenosił się ruch w postaci drgań elektromagnetycznych. Materia powstała później. Nie odwrotnie! Potem ...COŚ zmieniło ciśnienie w różnych punktach przestrzeni wywołując wysokie róznice napięcia aż do pierwszego wyładowania. Coś świadomego wprowadziło wibracje a raczej wibrację, starter który możemy określić jako biblijne SŁOWO – informacja która była „na początku". Od tego pierwszego boskiego grzmotu proces lawinowo zaczął się powtarzać dla innych części przestrzeni. Powstała sieć elektryczna w której plazmowych włóknach przypominających pioruny lecz bez dżwięku, w ciszy narodziły się nasze galaktyczne "domy". Cały Wszechświat od wtedy tworzy się i zmienia płynnie swoje parametry elektryczne w przestrzeni pomiędzy gromadami galaktyk i wewnątrz galaktyk co rzutuje na zmienność zachowań gwiazd, w tym także cykli słonecznych tej jedynej gwiazdy którą znamy świecącej tuż obok nas. Nawet planety podlegają tym prądom bezpośrednio. Pola magnetyczne indukują się z zewnątrz do wewnątrz w zależności od rezystancji przewodnika. W tym świetle terraforming Marsa polegałby nie na detonacji bomby tylko zrzuceniu asteroid lodowych z Pasa Planetoid na powierzchnię aby zwiększyć przewodnictwo planety. jednocześnie otrzymujemy tym sposobem poprawę w kwestii hydro, atmo i magnetosfery. Zawsze najpierw lepiej jest poukładać informacje, potem działać. Naukowcy są po prostu niedouczeni i w zrozumiały sposób zamistyfikowani obowiązującą do dziś, przestarzałą wobec nowych faktów, dziedziną nauki inżynieryjnej. Jeśli więc Wszechświat samoistnie tworzy się elektrycznie to z pewnością inne cywilizacje zamiast z przeciwległego krańca Wszechświata transportować minerały o bardzo dużej zawartości pierwiastków z wysoką liczbą atomową, mogą produkować je na miejscu za pomocą urządzeń o wysokich parametrach elektrycznych.


„Jeśli chcesz zrozumieć Wszechświat, zacznij myśleć w kategoriach energii, częstotliwości i wibracji.”
N. Tesla










Kwazary dziećmi galaktyk.

 











Kwazary i galaktyki spiralne niewiele się różnią w zakresie struktury.
Kwazar to jeden z najbardziej niezwykłych obiektów w kosmosie. Choć na pierwszy rzut oka, kwazar może się wydawać gwiazdą o wielkiej jasności, to jednak błędne założenie. Jak bardzo się różni od gwiazd? 
Nieznanej natury ciała niebieskie przypominające gwiazdy wzbudzały zainteresowanie astronomów już w XIX wieku. Wtedy nikt jednak nie przypuszczał, że obiekty te są czymś innym niż gwiazdami. Prowadzone w latach 1917-1922, przez Hebera Curtisa i Ernsta Öpika, obserwacje dowiodły, że są niewielkimi galaktykami. Pierwotne wyobrażenia miały jednak wpływ na ich nazwanie. Określono je mianem quasi-stellar radio source lub quasi-stellar object (w skrócie quasar), czyli gwiazdopodobnymi obiektami emitującymi fale radiowe — kwazarami.
Prowadzone w latach 50. i 60. badania naprowadziły astronomów na trop co do natury kwazarów. Pierwszym opisanym kwazarem był 3C 273 znajdujący się w gwiazdozbiorze Panny. Oddalony jest o 2,44 mld lat świetlnych od Ziemi. Wyznaczenie dokładnych współrzędnych, pozwoliło otrzymać widmo tego promieniowania, które było ekstremalnie przesunięte ku czerwieni. Według oficjalnej nauki  świadczy to o niezwykle dużym oddaleniu tego obiektu od naszej galaktyki. Oczywiście to bzdura ponieważ widmo przesunięte ku czerwieni połączone z wielką jasnością obiektu odpowiada za siłę wysyłanego promieniowania docierającą do nas mimo tłumiącego działania cząsteczkowo falowej bezpróżniowej przestrzeni kosmicznej w zakresie wyższych częstotliwości. Im wyższa częstotliwość tym bardziej tłumi ją eteryczna przestrzeń. Stąd jeśli obiekt ma bardzo silną moc emitowaną, tym silniejsze promieniowanie elektromagnetyczne, w tym podczerwone światło, do nas dociera. Taka prosta rzecz.
Holenderski astronom Maarten Schmidt uznał, że widmo kwazara 3C 273 jest aktywnym jądrem galaktyki, świecącym 100 razy jaśniej, niż wszystkie gwiazdy Drogi Mlecznej razem wzięte. Hipoteza naukowca była kwestionowana, ponieważ nie potrafiono wówczas wyjaśnić, jak nieduży w kosmicznej skali obiekt może wytwarzać tak znaczne ilości promieniowania. Zgodnie z ówczesnym stanem wiedzy, jego aktywność radiowa i jasność sugerowały też, że musiał być blisko Ziemi, a nie bardzo daleko, jak postulował Schmidt. Dopiero późniejsze badania pozwoliły poprawić hipotezę i wyjaśnić czym są kwazary. Jednak dopiero dzisiaj patrząc na Wszechświat jak na elektryczne zjawisko, możemy zrozumieć jego istotę w 100 % ach.
Odkrycia zakończyły dyskusję na temat tego, czy kwazar to gwiazda. Okazało się, że jest rodzajem galaktyki aktywnej. Tego typu ciała kosmiczne mogą być wielkości np. Układu Słonecznego. W sercu kwazara znajduje się czarna dziura, czyli wir elektromagnetyczny wyzwalany najsilniejszym polem elektromagnetycznym jakie posiadają właśnie kwazary. Wir w którym materia rozgrzewana jest do większych temperatur niż w standardowych wielkoobszarowych galaktykach i wytwarza promieniowanie w każdym zakresie – optycznym, radiowym, rentgenowskim i gamma. Najaktywniejsze kwazary wyrzucają nadmiarowe strumienie materii w postaci dżetów. Same kwazary powstają przez wyrzucenie ich co jakiś czas z centrum wielkich spiralnych galaktyk gdy nagromadzi się w okolicy wirów czarnych dziur bardzo dużo materii, ale nie wystąpią regularnie dżety promieniowania Hawkinga.

Jedną z cech wyróżniających kwazary jest ich silna aktywność radiowa. To właśnie emitowany przez nie punktowy sygnał radiowy był przyczyną uważania kwazarów za gwiazdy. 
Kwazary wyróżnia też jasność przewyższająca inne ciała niebieskie. Rozgrzana materia wirująca wokół czarnej dziury, przyćmiewa blask własnej galaktyki. Największe kwazary mogą świecić nawet miliony razy jaśniej od Słońca. Ekstremalne są również temperatury. Wir znajdujący się w centrum rozgrzewa swoją rotacją trafiającą do niego materię do milionowych wartości, znacznie wyższych niż temperatura gwiazd. Dla porównania powierzchnia Słońca to 5500 ℃. Nawet otaczające wiele kwazarów obłoki gazowe, zwane halo, bywają dużo gorętsze od niektórych gwiazd. Ich temperatura może osiągać dziesiątki tysięcy ℃.

Kwazary to najjaśniejsze obiekty kosmiczne znane człowiekowi. Największe z nich osiągają jasność przewyższającą Słońce o zawrotne wartości. Jakie są największe kwazary? Lider peletonu co jakiś czas się zmienia. W 2015 roku rekordowy wynik należał do SDSS J010013.02+280225.8. Kwazar ten świecił 429 bln (429 000 000 000 000) razy mocniej od Słońca. Znajduje się w odległości 13,8 mld lat świetlnych od Ziemi. 

Obecnie pierwsze miejsce zajmuje kwazar J043947.08+163415.7. Jego jasność wynosi tyle, co 600 bln Słońc. Oddalony jest o 12,8 mld lat świetlnych. Kwazary w ciemnościach Wszechświata są dosłownie jak kosmiczne latarnie! 3C 273 to pierwszy obiekt, który został zidentyfikowany jako kwazar 


Oprócz kwazarów znajdujących się na drugim końcu Wszechświata są również obiekty będące bliżej Ziemi. Niemniej, nawet bliskie kwazary są od nas oddalone o miliony lat świetlnych. Najbliżej Ziemi jest kwazar UGC 8058 (znany też jako Mrk 231 lub Markarian 231). Jego odległość od naszej planety wynosi 600 mln lat świetlnych. Położony jest w konstelacji Wielkiej Niedźwiedzicy.

Kwazar ten ma wyjątkową cechę. Zazwyczaj materia wokół czarnej dziury widoczna jest w promieniowaniu ultrafioletowym. U Markarian 231 wędruje ona gwałtownie w kierunku jądra galaktyki. Oznacza to, że centrum kwazara w pobliżu wiru czarnej dziury otacza pusta przestrzeń. Dzieje się tak dlatego, że po wewnętrznej krawędzi kwazara krąży druga czarna dziura. Okrążają się one podobno w cyklu 1,2 roku ziemskiego.

Blazary. Bogaty zbiór aktywnych jąder galaktyk obejmuje również blazary. Mianem tym określa się kwazary o ekstremalnych właściwościach. Blazar charakteryzuje się szybką zmiennością promieniowania radiowego na wszystkich częstotliwościach i skalach czasowych. Promieniowanie świetlne we wszystkich zakresach jest, w zależności od blazara, albo silnie spolaryzowane, albo znajduje się w stanie niemal całkowitego zaniku.

Choć przyczyna tego zjawiska nie została jeszcze wyjaśniona, to astronomowie przypuszczają, że problemem może być obserwowanie go w pobliżu osi relatywistycznego dżetu (strumienia). Taki strumień zdaje się pozornie zmieniać jasność wiązki światła. Oznacza to, że fale emitowane przez źródło mają zupełnie inną częstotliwość, niż ta z jaką obserwator widzi strumień.

Termin blazar pochodzi od nazwy nadanej przez niemieckiego astronoma Cuno Hoffmeistera jednemu z ciał niebieskich. W 1929 roku opublikował on katalog 354 gwiazd zmiennych, czyli takich, które zmieniają jasność w krótkich odstępach czasu. Jedna z nich, znajdująca się w gwiazdozbiorze Jaszczurki została nazwa BL Lacertae, w skrócie BL Lac. Jak wiemy, badania nad tego typu obiektami w latach 60. i 70. wykazały, że nie są to gwiazdy a kwazary. Z połączenia nazw BL Lac i quasar powstała nazwa blazar. Najbliższy z nich znajduje się 2,5 mld lat świetlnych od Ziemi.

Wszechświat to miejsce pełne niezwykłych zjawisk i obiektów, których naturę dopiero zaczynamy pojmować gdy patrzymy nań jak elektrycy czy elektronicy. Znalezienie każdej kolejnej zagadki prowadzi do pytań, czy w kosmosie istnieje coś jeszcze większego, jaśniejszego lub cięższego. Gdzie leży granica? A może powinniśmy zapytać — czy istnieje jakakolwiek granica?

Zaproponowana klasyfikacja galaktyk (sekwencja Hubble’a) została stworzona w 1926 roku przez Edwina Hubble’a. Według jednych teorii powstawały one w wyniku zapadnięcia się wielkoskalowych obłoków gazu, według innych przez połączenie się wielu gromad gwiazd. Do takich zderzeń galaktyk dochodzi cały czas. Większość galaktyk zgrupowana jest w większe struktury tzw. grupy bądź gromady galaktyk, w których występują oddziaływania elektrograwitacyjne utrzymujące je ze sobą. Droga Mleczna wraz z 50 galaktykami stanowią Grupę Lokalną o rozciągłości 10 milionów lat świetlnych. Natomiast Grupa Lokalna wraz z kilkuset innymi gromadami (łącznie około 100 tysięcy galaktyk) wchodzi w skład supergromady Laniakea.

Galaktyki eliptyczne mają symetrię kulistą lub elipsoidalną. Jasność powierzchniowa galaktyki eliptycznej jest największa w środku i zmniejsza się stopniowo na zewnątrz. W galaktykach tych nie występuje w zauważalnych ilościach pył i gaz. Cała widoczna materia jest skupiona w starych gwiazdach, które powstały zapewne w krótkim okresie w początkowych etapach formowania się galaktyki.

Galaktyki spiralne to takie, które gdy ich powstawanie nie zostaje zakłócone postronnymi zjawiskami elektrycznymi, składają się z jądra i z ramion, zazwyczaj z dwóch lub wielokrotności 2, rzadziej z jednego czy z trzech. Wszystkie ramiona leżą w jednej płaszczyźnie, którą nazywamy dyskiem galaktycznym. Jądro galaktyk spiralnych zbudowane jest ze starych gwiazd. W środku spiralnych galaktyk zawsze znajduje się czarna dziura. W ramionach dominują małe jasne gwiazdy. Nauka przypuszcza, że galaktyki spiralne utworzone zostały z obłoków materii, które wypełniały bardzo młody Wszechświat. Oczywiście jest to bzdura. 

Wg nauki galaktyki soczewkowate stanowią ogniwo pośrednie między galaktykami eliptycznymi a spiralnymi. Kolejna bzdura. Jądro takiej galaktyki jest podobne do silnie spłaszczonej galaktyki eliptycznej, natomiast wokół znajduje się dysk, ale bez żadnych śladów struktury spiralnej. Galaktyki te nie zawierają młodych gwiazd ani materii międzygwiezdnej, co jest typowe dla galaktyk eliptycznych.

Galaktyki nieregularne, o osobliwym wyglądzie, to takie które nie wykazują symetrii charakterystycznych dla galaktyk eliptycznych i spiralnych. Dzielimy je na dwa typy. Pierwszy zaliczamy obecnie do skrajnych odmian galaktyk spiralnych, gdyż mają z nimi wiele cech wspólnych: wirują wokół własnych osi, wykazują silne spłaszczenie i ślady struktury spiralnej. Odróżnia je natomiast to, że nie ma w nich jądra i ramion. Drugi typ to grupa galaktyk zupełnie nieregularnych o bezkształtnym wyglądzie, niewielkich rozmiarach i sporej jasności powierzchniowej. W galaktykach tego rodzaju znajduje się także dużo młodych gwiazd. Stanowią one od 5 do 10 % wszystkich galaktyk.

Wymienione galaktyki stanowią ogromne skupiska materii pod różną postacią. Głównymi skupiskami są gwiazdy – kuliste ciała niebieskie.
 
Narodziny gwiazdy - nauka oficjalnie nie ma żadnych informacji, pochodzących z bezpośrednich obserwacji o tym, jak wygląda pierwszy etap formowania się gwiazdy. Istnieją jednak przesłanki, by sądzić, że wszystko zaczyna się, gdy chmura gazu i pyłu kosmicznego (obłok), w której dominujący udział ma wodór, gromadzi się wokół przypadkowego zagęszczenia. Takie zagęszczenie może być wywołane strumieniem materii wyrzuconej z innej gwiazdy, która wybuchła (supernowa).
Protogwiazda - Na skutek grawitacji obłok kurczy się. W miarę kurczenia, wzrasta jego temperatura. Powstaje dysk z kulistą centralną częścią – protogwiazdą. Cała chmura gazowo‑pyłowa obraca się wokół własnej osi początkowo wolno, a w miarę kurczenia się – coraz szybciej. Proces kurczenia się obłoku i powstawania protogwiazdy może trwać kilkaset tysięcy lat. Gdy temperatura protogwiazdy osiągnie odpowiednio wysoką wartość, w jej centralnej części rozpoczyna się proces syntezy (łączenia) jąder wodoru w jądra helu. Energia wydzielana w tym procesie powstrzymuje grawitacyjne zapadanie. Gwiazda zaczyna świecić.

Jeśli mowa jednak o elektrycznych procesach ponieważ we Wszechświecie nie ma inncyh procesów niż elektryczne, gwiazdy powstają wraz ze skurczem plazmy po kilka kilkanaście sztuk wdłuż włókna plazmowego. Energia jest tak silna że powstają parametaliczne lub wręcz metaliczne odpryski jak podczas elektrycznego zwarcia czy spawania metali. Te metalowe odpryski stają się gwiazdami gdy zaczyna się na ich powierzchni indukować prąd zwarciowy z pola elektromagnetycznego galaktyki.









29 października, 2021

Elektryczne gwiazdy







Zdjęcie przedstawia fale tsunami z ciekłego kwarcu nad ferrytową powierzchnią Słońca








Do dziś koncepcja gazowego modelu Słońca nie wyjaśniła przyczyn ruchu plam słonecznych, rozbłysków słonecznych, milionów stopni Celsiusza temperatury korony słonecznej ani też przyczyny 11-letniego cyklu aktywności Słońca itp. Do tej pory model ten nie wytworzył praktycznie żadnych zdolności przewidywania i niewiele związków przyczynowo-skutkowych, aby wyjaśnić, co dzieje się na Słońcu. Model gazowy nigdy tak naprawdę nie wyjaśnił najbardziej podstawowego i ważnego zachowania Słońca, nawet po czterech wiekach wysiłku. Opierając się na niezdolności modelu gazowego do wyjaśnienia wewnętrznego działania Słońca i na podstawie współczesnych zdjęć satelitarnych z programów YOHKOH, SOHO i TRACE oraz z analizy spektralnej z programu SERTS nadszedł czas, aby środowisko naukowe i akademickie zaczęło wycofywać się z posłuszeństwa tradycyjnemu modelowi gazowemu, który po raz pierwszy zaproponował Galileusz. Jest to moment aby poważnie i sceptycznie przyjrzeć się założeniu Galileusza. Dowody zebrane w ciągu ostatnich kilku dekad z tych satelitów i programy kosmiczne sugerują elektrycznie przewodzący model Słońca jako ciała stałego, zorientowany na powierzchnię który musi się pojawić aby zająć miejsce starego modelu gazowego, zorientowanego na jądro gwiazd. Fotosfera Słońca jest często mylona z jego powierzchnią. W rzeczywistości, jest to tylko "płynopodobna" warstwa plazmy zbudowana z neonu, pod którą znajduje się właściwa powierzchnia. Widoczna warstwa składa się z włókien "penumbry", sięgających na kilka tysięcy kilometrów w głąb Słońca.


















Widoczna neonowa warstwa plazmy, którą nazywamy fotosferą, oraz cieńsza, gęściejsza warstwa zbudowana z plazmy krzemowej, całkowicie pokrywają skalistą, wapniowo-ferrytową warstwę powierzchniową Słońca. Widoczna warstwa fotosferyczna pokrywa powierzchnię Słońca, jak ziemskie oceany pokrywają większość stałej powierzchni Ziemi. Fotosfera Słońca jest tak jasna, że nie możemy zobaczyć ciemniejszych, bardziej stałych elementów powierzchni pod fotosferą bez pomocy technologii satelitarnej. Skład i wewnętrzna mechanika Słońca pod widoczną fotosferą pozostawała zagadką przez stulecia. Jest to cały stos niewyjaśnionych zjawisk, do dnia dzisiejszego zbijających z tropu teoretyków modelu gazowego, ponieważ nie rozpoznali oni warstwy przejściowej ze stopu żelaza, znajdującej się pod fotosferą. Słońce w świetle tych faktów jawi się jako samoładująca się elektroda spawarki plazmowej, gdzie pobór ładunku odbywa się poprzez reakcje elektryczne pomiędzy siecią trójwymiarowych włókien plazmowych w przestrzeni kosmicznej, oddziałującą na tkwiące wzdłuż tych włókien galaktyki spiralne. Poprzez przepływ prądu w osi tych galaktyk, tworzy się pole elektromagnetyczne zamknięte wokół przewodnika galaktyki jako symulatora płaskiego okrągłego wycinka przewodu elektrycznego. Poprzez wyjątkową intensywność pola w wyniku jego przekroju w centrum pola elektromagnetycznego tworzą się wiry zwane czarnymi dziurami które są skutkiem wirowania tego pola. Prędkość obrotowa czarnej dziury zależna jest wprost proporcjonalnie od średnicy i przewodności a więc gęstości (masy) danej galaktyki spiralnej. Ta zależność elektromagnetyczna przekłada się na siłę indukcji wobec ruchu sferycznego kawałka przewodnika naszego Słońca i reszty układu słonecznego a więc na siłę indukcji elektromagnetycznej sumy działania poszczególnych planet Układu Słonecznego. Choć jest to "zimna" wersja plazmy, napięcia są wystarczające do podtrzymania zjawiska prądów zwarciowych na powierzchni gwiazd oraz planet. Sferyczna powierzchnia ciał niebieskich wywołuje prądy wirowe jak w przypadku stojana czy wirnika w silniku. Dlatego jest on złożony z blach aby tych prądów uniknąć. Należy traktować każde ciało niebieskie jako rodzaj przewodnika. Kulistego wycinka przewodu w którym zachodzi indukcja tych prądów gdy jest on w ruchu wewnątrz jakiegokolwiek pola e.m.  Na szczęście zastępy nowych satelitów oraz heliosejsmologia zaczynają rzucać nowe światło na tą warstwową powłokę Słońca, położoną jakieś 4800 km pod fotosferą a ostatnie badania nad wiatrem słonecznym sugerują, że ma ona również swój początek w tej warstwie przejściowej, tak samo jak naładowane elektrycznie pętle koronalne. SOHO, satelita należący do NASA, oraz program satelitarny Trace, zarejestrowały tą warstwę przejściową, położoną pod fotosferą choć się tym głośno nie chwalą bo nie pasuje to przecież do popełnionych błędów w teorii  które musiałyby unieważnić wcześniejsze "odkrycia". Nauka NIGDY błędów jawnie nie koryguje co jest zrozumiałe ... każdemu trudno przyznać się do błędu. Personalnie czy zbiorowo, nie ma znaczenia. Jednak to na nauce spoczywa o wiele większa odpowiedzialność. Zamiast tego nauka nadpisuje nową konwencjonalną łatkę i gotowe. Założę się że ogłoszą to tuż przed armagedonem kiedy już nie da się dłużej utrzymać błotnej lawiny kłamstw.
Satelity i technologie XXI wieku pozwalają nam spojrzeć przez zewnętrzne warstwy plazmy chromosfery i fotosfery, aby zbadać skalną, wapienno ferrytową warstwę przejściową z niezwykła precyzją. Galileusz był ojcem i założycielem teorii gazowego Słońca. Obserwował je przez względnie prymitywny teleskop i zauważył, że plamy nie poruszają się równomiernie po powierzchni fotosfery. Zaobserwował również, że jego "powierzchnia" rotuje szybciej na równiku niż w okolicach biegunów. Ze swoich badań nad plamami oraz ich niecodziennym układem obrotów, Galileusz wywnioskował, że musi patrzeć na jakiś rodzaj atmosfery gazowej. Był to słuszny wniosek, aczkolwiek wiemy dzisiaj, że fotosfera Słońca jest formą gorącej, zjonizowanej cienkiej warstwy plazmy.









 Rozkład równoleżnikowy plam słonecznych, zależny od siły indukcji pola elektromagnetycznego Drogi Mlecznej w 11 letnim takcie zmian jej prawie stałego pola elektromagnetycznego.







 Niestety, potem Galileusz założył, że nie istnieje żadna inna stała warstwa pod widzialną fotosferą. 


Było to jak spojrzeć na świat pokryty wodą, bez możliwości dojrzenia dna, i założyć, że po prostu cały ten świat składa się z wody. Dokładnie jak z błędnym założeniem pustej przestrzeni kosmicznej. Spojrzeć w kosmos i założyć że jest pusty podczas gdy tak samo nie widzimy powietrza będąc w atmosferze ani wody gdy zanurzymy oczy w jeziorze. Galileusz nie dysponował "oczami" za miliony dolarów, oraz modułem obrazowania dopplerowskiego, pozwalającymi zajrzeć pod chaotyczną powierzchnię fotosfery. Tylko przez ostatnie 10 lat otrzymaliśmy technologie pozwalającą zweryfikować założenia Galileusza poprzez obserwacje nowoczesnymi satelitami. Programy satelitarne Yohkoh, SOHO, Trace, RHESSI, Hinode, Stereo i Geos dały nam nowe zestawy oczu, nowe sposoby patrzenia na Słońce, i nowy wgląd pod warstwy Słońca, obserwowane po raz pierwszy przez Galileusza. Teleskopy kosmiczne Hubble, Chandra i Spitzer dały nam wgląd w inne układ słoneczne, galaktyki, pozwoliły nam spojrzeć na pierwotne struktury Wszechświata, oraz ujrzeć Wszechświat w całkiem nowym widmie energetycznym.










Statystyka plam słonecznych. Tu też możemy wyróżnić około 100 letni cykl zmian pola galaktyki. 







To, co ujawniły nam o strukturze naszego Wszechświata, jest na prawdę przełomowe! Podczas gdy model gazowy posiada powszechne poparcie od ponad 50 lat, to nie zawsze tak było. W rzeczywistości już sto lat temu astronomowie wierzyli w Słońce zbudowane z żelaza, z których najgodniejszym wzmianki jest dr. Kristian Birkeland. Jak widać, gremium naukowe nie wzięło tego co zbadał pod uwagę,mimo iż prawda nie jest zależna od ilości osób ją wypowiadających a wręcz przeciwnie, sądząc po statystycznym rozkładzie poziomu inteligencji w społeczeństwie... 
Badał on zorzę polarną i interesował się oddziaływaniami elektrycznymi pomiędzy Ziemią a Słońcem. Jego wczesne badania laboratoryjne z naelektryzowaną żelazną sferą umieszczoną w komorze próżniowej ("terrella") pozostawiły po sobie zdjęcia bardzo przypominające współczesne zdjęcia rentgenowskie Słońca, zrobione przez satelity.





      

Eksperymenty wysokonapięciowe w laboratorium











 Zdjęcie Słońca. Dzięki możliwościom nowych sond badawczych na środku zdjęcia widzimy krater na wyraźnie LITEJ, a podobno przecież dotychczas rzekomo płynnej/gazowej powierzchni Słońca ... nie wiedzą teraz co z tym zrobić..









 Technika obrazowania różnicowego, używana zarówno przez NASA, jak i Lockheed Martin, po raz pierwszy ujawniła nam, że Słońce nie jest kulą wodoru z dodatkiem helu! Posiada twardą i sztywną ferrytową powierzchnię, schowaną pod fotosferą!!! O ile w każdej gwieździe zachodzi przemiana pierwiastków prostych na bardziej złożone, nie jest ona dowodem powstawania energii na drodze syntezy jądrowej. Przeciwnie. Skutkiem ubocznym jej utraty.  Dlatego też wszelkie eksperymenty fuzji jądrowej jak eksperyment chiński "Sztuczne Słońce" czy "Słońce na Ziemi" nigdy nie pozwolą otrzymać więcej energii niż zużyto. Miliony pieniędzy wywalone w błoto z powodu tylko błędnych teorii i idei. Zasilanie gwiazdy pochodzi z zewnątrz. Z pola elektromagnetycznego Galaktyki. Zdjęcia są dostępne na stronie NASA oraz Lockheed Martin, można je więc sprawdzić samodzielnie. Tak jak przypuszczał Birkeland, Słońce posiada dobrze zdefiniowaną stałą powierzchnię, która obraca się jednostajnie raz na 27,3 dnia. Dr Birkeland wyprzedził swoje czasy o co najmniej 100 lat. Ważne potwierdzenie jego teorii słonecznych oraz eksperymentów laboratoryjnych, nadeszło jakieś 40 lat później, w pracy dr Charles'a Bruce'a. Bruce udokumentował szereg zjawisk słonecznych, powiązanych bezpośrednio z wyładowaniami elektrycznymi na powierzchni Słońca. Bruce potwierdził to, co Birkeland przewidywał prawie 50 lat wcześniej, pokazując, że aktywność elektryczna jest bezpośrednio odpowiedzialna za wysoko energetyczne wyładowania na powierzchni Słońca. Elektryczna natura pętli koronalnych została potwierdzona przez Uniwersytet Maryland. Znaczący zbiór danych, będących tego potwierdzeniem, został dostarczony jakąś dekadę potem przez dr Olivera Manuela. Dr Manuel potwierdził analizą izotopową księżycowej gleby, oraz studiowaniem meteorytów, że Słońce zbudowane jest głównie z żelaza i plazmy. Niestety, jego dokonania nie zostały wizualnie potwierdzone przez następne trzy dekady. Tym niemniej okazało się, że obrazy z nowoczesnych satelitów dostarczyły bardzo mocnego poparcia obserwacyjnego dla elektrycznego modelu Słońca, opisanego pierwotnie przez dr Kristiana Birkelanda, a zweryfikowanego później przez dr Charlesa Bruce'a i dr Olivera Manuela. 

Dr Charles Bruce, oraz inni naukowcy zademonstrowali już elektryczną naturę aktywności Słońca, oraz zaproponowali teorie jego stałej powierzchni, opartej na bezpośrednich obserwacjach. Jednak modele te nigdy nie zaistniały i zostały usunięte w cień pomiędzy środkiem a końcem XX wieku przez model gazowy. Na szczęście w nauce wciąż istnieje niewielka ilość specjalistów i niezależnych politycznie myślicieli, którzy długi czas promowali bardzo odmienny, bardzo twardy i żelazny model naszej gwiazdy, oparty na uważnych badaniach i obserwacjach. W ostatnim czasie, wiele konkluzji dr Manuela o tym, że Słońce zbudowane jest z metalu, potwierdzone zostało bezpośrednimi dowodami. Okazuje się, że te wizualne obserwacje stałej, żelaznej powierzchni, zostały przewidziane przez chemię jądrową przeszło trzy dekady temu, podczas gdy eksperymenty je potwierdzające, oraz niektóre przewidywania matematyczne, były zweryfikowanej już 50 lat temu, a były pierwotnie zaproponowane przez Birkelanda ponad 100 lat temu! 
Badania widma kwazarów (a są to w istocie małe galaktyki) wykazały znaczną potencjalną zawartość żelaza, wprowadzając w ostatnich latach poważne wątpliwości astrofizyków co do modelu gazowego. Biorąc pod uwagę wyniki badań widmowych gwiazd, dość znaczna część gwiazd może posiadać metaliczną powierzchnię co sugeruje że gwiazdy powstają na dwa sposoby. 
Ze skurczu plazmy podczas powstawania galaktyki jako główny masowy i początkowy sposób (bo gwiazdy poza galaktykami nie powstają), oraz z pozostałości po tak zwanym dotychczasowo wybuchu a raczej wyładowaniu supernowych, z których zbudowane jest wiele małych quasi gwiazd pochodzenia planetarnego, planet a także księżyców, występujących w znacznej ilości względem już wymienionych, ze względu na relatywnie małe wielkości, w tym także nasz dziwny, tytanowy, pusty wewnątrz Księżyc choć są przypadki sklejenia się i zastygnięcia dwóch sfer po wyładowaniu supernowej, jak min. znana charakterystyczna planetoida z Pasa Kuipera- Ultima Thule. Przypomina to rozrzut małych metalopochodnych sfer podczas procesu spawania. Ten właśnie proces jest źródłem powstawania wielu często niewyjaśnialnych struktur księżyców także i w naszym skromnym układzie Słonecznym.  Powstawanie metalowych sfer w ogromnej z naszego punktu widzenia skali, nie jest wyzwaniem dla gigantycznego Wszechświata. 
 
Rejestrowane zwiększone ilości zórz polarnych i temperatury w całym Układzie Słonecznym, którym podlega dziś Ziemia, są spowodowane cyklicznością zmian ładunku elektrycznego w plazmowych włóknach łączących gwiazdy, które z kolei zależą od cyklu zmian natężenia prądu plazmowych włókien łączących galaktyki. Takie zjonizowane, mimo iż niewidoczne włókna, pozwalają obcym podróżować elektromagnetycznymi maszynami ze znacznym przyspieszeniem wobec sektorów przestrzeni nie zjonizowanej przebiegiem tych włókien. 

Elektryczny model Słońca odrzuca problematyczne narodziny gwiazd przez akrecję grawitacyjną. Gwiazdy powstają w wyniku konwekcji Marklunda naładowanych cząstek w pyłowej plazmie w kierunku osi galaktycznych włókien prądu Birkelanda. W gwiazdach nie ma silnika termojądrowego! 

Dr Carl A. Rouse jest nazywany „cichym astrofizykiem, którego „niestandardowe” modele wnętrza Słońca prowokują społeczność fizyków słonecznych od prawie 40 lat”. Odkrył on na podstawie swoich badań pulsujących gwiazd zmiennych, że coś jest nie tak ze standardowym modelem wnętrza gwiazd. Stosując zwykłe założenia, nie mógł dopasować obserwowanej masy, jasności i promienia Słońca! Odkrył, że jego model działał tylko przy założeniu, że Słońce ma jądro z ciężkich pierwiastków. Co więcej, może odtworzyć obserwowane oscylacje heliosejsmiczne. Praca Rouse'a zasługuje na większą uwagę, ponieważ pasuje do historii kosmologii plazmowej powstawania gwiazd w zwarciu Z, w którym ciężkie pierwiastki są skoncentrowane w jądrze. Pasuje również do modelu elektrycznych gwiazd Elektrycznego Wszechświata, w którym deficyt neutrin słonecznych nie jest już „jednym z największych nierozwiązanych problemów fizyki słonecznej”, ponieważ światło słoneczne jest sferycznym zjawiskiem wyładowania elektrycznego napędzanym przez galaktykę. Wyjaśnia po prostu, dlaczego natężenie promieniowania słonecznego wykazuje modulację identyczną z modulacją neutrin. Reakcje jądrowe zachodzą na Słońcu tak samo, jak w rozbijaczach atomów na Ziemi, poprzez koncentrację energii elektrycznej na celu.










Ogólna forma wzoru linii pola magnetycznego w wolnej od sił osiowo symetrycznej strukturze włókienkowej. Włókno jest przezroczyste, więc temperatura spada w kierunku osi z powodu preferencyjnego chłodzenia najgęstszych obszarów. Tak więc zjonizowane składniki plazmy są konwekcyjne do wewnątrz z prędkością V przez gradient temperatury. Konwekcja plazmy w wolnych od sił polach magnetycznych jako mechanizm separacji chemicznej w plazmie kosmicznej. To bardzo wydajny mechanizm, który powoduje wymiatanie materii za pomocą siły dalekiego zasięgu 1/r.
Marklund wyjaśnia: „W mojej pracy w ”Nature„  plazma konwekcyjnie przemieszcza się promieniowo do wewnątrz, z normalną prędkością E x B/B², w kierunku środka cylindrycznej rury strumienia. 









To dlatego plamy słoneczne widzimy jako ciemniejsze / zimniejsze. Słońce jak i inne gwiazdy podlega zasadzie że im głębiej zmierzymy temperaturę tym będzie chłodniej...Ten diagram pochodzi z e-booka „The Sun„ . Uproszczone oszacowanie rozmiaru Słońca ma na celu pokazanie, że atmosfera gwiazdy może w znacznym stopniu przyczynić się do jej pozornego rozmiaru, określonego przez cienką żółtą fotosferę co ostatnio miało miejsce w przypadku powiększenia rozmiaru gwiazdy Betelgeza. Nie wybuchła bo... gwiazdy nie wybuchają. Odrzuciła nadmiar ładunku elektrycznego i ...”zmalała„ .



Podczas tej konwekcji do wewnątrz, różne składniki chemiczne plazmy, z których każdy ma swój specyficzny potencjał jonizacji, wchodzą do stopniowo chłodniejszego regionu. Składniki plazmy rekombinują i stają się neutralne, a zatem nie są już pod wpływem wymuszania elektromagnetycznego. Potencjały jonizacji określą zatem, gdzie różne gatunki zostaną zdeponowane lub zatrzymane w swoim ruchu”.  Gwiazdy utworzone w ten sposób mają zewnętrzną otoczkę z helu i wodoru. Działając do wewnątrz, wodór, tlen i azot utworzą środkowe warstwy atmosferyczne, a żelazo, krzem i magnez utworzą rdzeń, który jest chłodny.
Ostatnie odkrycia z dziedziny heliosejsmologii sugerują istnienie na powierzchni Słońca, dwustronnej uwarstwionej powłoki, położonej tuż pod fotosferą. Widzimy więc warstwę przejściową za pomocą technologii satelitarnych, a heliosejsmologia pozwala nam zmierzyć jej grubość. W tym przypadku znaleziono taką warstwę w odległości 0,99 promienia, zaczynającą się tuż pod fotosferą. Heliosejsmologia pozwala nam usłyszeć to, co widzimy na zdjęciach satelitarnych. Co więcej, mamy rosnącą pulę dowodów że nasze Słońce posiada wyraźną powłokę rozwarstwień na bardzo niewielkiej głębokości pod fotosferą. Dane te sugerują, że warstwowa powierzchnia żelaza pokryta jest oprócz neonu przez stosunkowo cienką warstwę krzemowej plazmy w roli płynnego izolatora, zbudowanej na wzór tranzystora, lub raczej diody tunelowej, który ulega przebiciu wyładowaniami o napięciu większym od jej napięcia nominalnego, aby po rozładowaniu nadmiaru napięcia powrócić do pierwotnego stanu. Taki model Słońca staje się bardzo zrozumiały dla wszelkiej maści elektrotechników i elektroników. Na podobnej zasadzie działają generatory które nazywa pulsarami. Jaki sens mają w tym świetle usilne i kosztowne zabiegi uruchomienia reaktorów termojądrowych skoro nawet w gwiazdach nie funkcjonują??
Teraz możemy zacząć obserwować Słońce i cały z resztą Wszechświat na nowo. Jako twór nie tyle elektryczny co w istocie elektroniczny. Wręcz rzekłbym świadomy, jeśli mózg człowieka jest tworem bioelektronicznym, powtarzając słowo za słowem to co twierdził nasz rodak Ks. Włodzimierz Sedlak a dawniej sugerował spalony za to na stosie Giordano Bruno.
Zapraszam więc z tą wiedzą na nowo do teleskopów... :)