Translator

Popularne posty

Odwiedzający

Polecany post

MagnetarTechProject - astronautyka drogą bez odwrotu

Już od siódmego roku życia dzięki dziecięcej pasji rozbudzonej dziwnymi dla mnie wtedy powtarzającymi się snami, pełnymi futurystycznych wiz...

Obserwatorzy

O mnie

Moje zdjęcie
Niezależnie od narzuconych przez system schematów myślenia, w czasach masowego zwiedzenia a raczej informacyjnej wojny, w oparciu o logikę i filozofię, drogą wiodącą pomiędzy nauką, przypominającą miejscami fantazję bądź religię a teoriami spiskowymi będącymi formą obrony społecznej przeciw manipulacjom systemu, jako osoba od urodzenia nie asymilująca się ze skrzywionym humanistycznie społeczeństwem, postaram się oddzielić informacyjne ziarno od plew dla nowej cywilizacji, prawa, nauki i technologii. Kłamstwo zawsze jest skomplikowane, a prawda jest tak prosta, jak Wszechświat, który wiecznie i niezmiennie posiada jedno źródło i prawo.

06 czerwca, 2021

Historia Ziemi i Układu Słonecznego







„Prawda nie jest czymś, co można udowodnić. Jest to coś, czego NIE DA SIĘ UNIKNĄĆ”
Antoine de Saint-Exupéry







Od dawna ciekawiło mnie jak wyglądała ta zupełnie stara historia Ziemi. Zupełny kosmiczny prapoczątek ludzkości. Mitologiczne i historyczne przekazy, także prace badawcze naszych przodków, opisują zdarzenia na niebie, które całkowicie obalają przyjęte poglądy a nawet naukowe twierdzenia dotyczące początku i historii naszego układu planetarnego.
O tamtych niesamowitych czasach ukrytych także w licznych podaniach, mitach, baśniach i legendach o olbrzymach, Calineczkach, Guliwerach, Krasnoludkach, Goliatach, Waligórach czy Wyrwidębach opowiadają min. odnalezione w 1840 roku na terenie Iraku, dawniej Mezopotamii między Eufratem a Tygrysem, starożytne artefakty w postaci walcowatych pieczęci i tabliczek z pismem klinowym, opierające się na wiedzy podobnych do nas istot z nieziemskiego świata. 
Odczytane przez znanego żydowskiego badacza Z. Sitchina treści pisma, dotyczyły problematyki nie tylko związanej z bezpośrednim życiem ówczesnych ludzi, ale także kosmogenezy, medycyny i problematyki etyczno-moralnej. Najbardziej moją uwagę przyciągnął epos o stworzeniu świata zwany od pierwszych słów tekstu akadyjskiego – „Enuma elish la nabu shamanu...” tzn. Gdy na wysokościach niebo nie miało imienia... 
Utwór ten napisany na 7 glinianych tabliczkach przedstawia czasy, w których nasz Układ Słoneczny był zupełnie inny pod względem jego astrofizycznej konstrukcji a Ziemię zamieszkiwały tylko zwierzęta i małpy... nieco bardziej człekokształtne niż obecne, z których jak wiele wskazuje, pośrednio według tego eposu się wywodzimy. 
Z jego treści wynika dosyć dobitnie że tzw. Anunnaki (wg. Biblii "Nefilim") czyli ci, którzy zstąpili z niebios na Ziemię około 450 tysięcy lat temu, potrzebowali złota dla zahamowania ucieczki atmosfery swojej planety.  
Moje pytanie brzmi- z jakiego powodu?








Hipotetyczny tor orbity planety Marduk- Nibiru rozbijający swoim księżycem dawną, dwa razy większej średnicy panoceaniczną Ziemię zwaną Tiamat co znaczy dosłownie "wodny potwór".









- z powodu pośredniego satelitarnego i następnego bezpośredniego zderzenia obcej planety z Ziemią jak obstaje przy tym wyjaśnieniu Z. Sitchin, co wydaje mi się wątpliwe. 

- a może z powodu samotnego dryfu tracącej magnetosferę zdeorbitowanej planety, co osobiście sugeruję a katastrofa zderzenia z Ziemią nastąpiła dużo później? (Magnetosfera planety powstaje w wyniku indukcji pola magnetycznego i wtórnie grawitacji, wzbudzanego rotacją i przewodnością planety przez jej obecność wewnątrz magnetosfery rodzimej gwiazdy.)
 
Gdyby Ziemia zderzyła się z Mardukiem i jego księżycem lub raczej pierścieniem jak u Saturna 
[nazywano to "wiatrem" w odróżnieniu od sumeryjskej nazwy określającej naturalnego satelitę, stąd moja wątpliwość], 
mieszkańcy tamtej planety wiedzieliby o Ziemi już przed czasem przybycia na Ziemię a wtedy Ziemia w opisie z eposu nie wyglądałaby jak planeta- raj, wirująca pionowo, lecz podobnie jak obecnie - jako zalepiona błotem kulo-podobna masa z wyraźnie widocznymi efektami katastrofy, nachylona względem prostej prostopadłej do płaszczyzny orbity pod kątem pomiędzy 22,1° a 24,5°. Aktualna wartość nachylenia Ziemi to 23,44° i ma tendencję malejącą. Okres cyklu zmian nachylenia osi obrotu Ziemi wynosi około 41 000 lat. To jest pierwsza rzucająca się w oczy nieścisłość w jego toku rozumowania co sugeruje jednak nieco odmienny wątek zdarzeń.
   
Wnioski astrofizyczne z sumeryjskiego przekazu w oparciu o interpretację Z. Sitchina wskazują, że cała historia miała miejsce w czasie, kiedy Układ Słoneczny był jeszcze bardzo młody i niestabilny, jednakże Ziemia pojawiła się w Układzie Słonecznym jako pierwsza daleko wcześniej przed opisywanym okresem. Nazwywana pierwotnie jako "Ki" przybyła spod innej gwiazdy podobnie jak Marduk - Nibiru na którym przybyli nasi "gwiezdni rodzice" gdzieś z głębokiego kosmosu. Czyli nie powstała z tutejszego planetozymala jak twierdzi się w oficjalnej naukowej wersji. Z tym że pierwotnie Ziemia - Ki nie była planetą ostatecznie ukształtowaną. Była na samym początku skalistą, mówiąc wprost - pustą suchą sferyczną skałą mniejszą niż obecnie. Potem jako "Tiamat" stała się około dwa razy większą ze względu na przechwycone w Układzie Słonecznym "wody praoceanu". Natomiast obecnie jest w najgorszym stanie z wszystkich trzech. Jest już tylko geoidą z porozbijaną skorupą zewnętrzną o zaniżonych walorach biologicznych z powodu trzęsień ziemi i wybuchów wulkanów wynikających z tego rozbicia. Takie rozbicie skorupy planety jest nie do odwócenia. Więc Teoria Pangei jest tu kompletnie nie na miejscu. Z resztą planety nigdy nie rosną od środka tak jak sugeruje to ta teoria a od zewnątrz. Przez naniesienie kosmicznego pyłu, gruzu, lodu, cieczy i gazów.

Apsu, "Ten, który jest od początku", to Słońce. Tiamat -"Dziewica dająca życie", to pra-Ziemia po procesie wzrostu, gdy już nabrała masy z wodnych pierścieni okrążających Słońce.
Były to dwa pierwsze ciała niebieskie w Układzie Słonecznym. Następną planetą był "Mummu" - jest nim Merkury. "Ten który został zrodzony" z interakcji Tiamat i Apsu, Czyli wodnej Ziemi i Słońca. Swoją "grawitacją" odrzucił na powierzchnię Tiamat drobiny złota z pierścienia wytworzonego przez Słońce, błędnie nazywane samorodkami. Przyglądałem się kształtom takich "samorodków", niejednokrotnie mających obły kształt kropli które prawdopodobnie roztopiły się w koronie Słońca a zastygły wpadając do wody na dno Ziemskiego praoceanu, którego pozostałą po katastrofie część dna, odnajdziemy obecnie w wielu miejscach pod powierzchnią ziemskich lądów na głębokości 1 metra i więcej, w zależności od naniesionego kataklizmem osadu. Dlaczego kopiąc szpadlem dołek w ziemi, już na głębokości metra natrafiam na muszelki w żółtym piasku? Wszędzie gdzie to znajdujemy, mamy do czynienia z tym właściwym dnem praoceanu. Praoceanu powstałego w trakcie rozwoju Układu Słonecznego dzięki któremu Tiamat- Ziemia zyskała duże rozmiary. 
Pojawia się tu kolejny wniosek że jeśli chcielibyśmy szukać złota w Układzie Słonecznym, należałoby spodziewać się jego obecności oprócz Ziemi, także na powierzchni Słońca ze względu na to że to właśnie Słońce wytworzyło wcześniej ten pierwiastek, uwalniając go w postaci pierścienia. Także w Pasie Planetoid który jest resztą płaszcza Ziemi, oraz w płaszczu planety Merkurego który ten metaliczny pierścień przerzucił dalej w głąb Układu Słonecznego. Wtedy żadnych innych planet jeszcze nie było więc można wnioskować z 99% prawdopodobieństwem że złota na pozostałych planetach nie znajdziemy. Nie bez kozery z resztą Merkury, określany jest w astrologii mianem boga kupców i złodziei...

Początek Enuma Elisz o ile został właściwie przetłumaczony, opowiada o tym jak tworzył się Układ Słoneczny w wyniku powstawania kolejnych par planet. W dalszej kolejności za Merkurym - Mummu, utworzyły się parami planety Wenus - Lahmu z Marsem-Lahamu, dalej gigantyczna para Jowisz - Anszar z Saturnem - Kiszar oraz Uran - Anu z Neptunem - Antu - Ea. 
Zastrzeżenia mam jednak do historii Wenus, ponieważ dawne przekazy mówią że miała "warkocz", a więc zachowywała się jak typowa kobieta, ekhem... kometa (żartuję przecież). 
Warkocz istnieje do dziś, jednak jest dużo słabszy i możemy jego istotę wyjaśnić dziś jako skręcone włókna plazmowe które czasami dotykają nawet ziemskiej magnetosfery. Poza tym Wenus ma dziwnie wysoką temperaturę i ciśnienie (podobne jak Tytan). Choć moim zdaniem, w odróżnieniu od dalekiego Tytana, może być niedoszłym słońcem byłego podwójnego układu gwiazd jakim jest nasz układ Słoneczny. Wystarczy że zmieni się układ prądów plazmowych w galaktyce, aby nagle dana gwiazda straciła zasilanie a tym samym swoją rolę i pozycję gwiazdy głównej podwójnego układu. Stąd wysoka temperatura Wenus, jej powolny obrót i brak pola magnetycznego. Więc nie należy niczego pochopnie wykluczać póki nie dysponujemy możliwością podróży kosmicznych o ile nie chcemy co jakiś czas zmieniać kompletnie danych i teorii fizycznych. 

Ciekawą pozycją czytelniczą jest praca  Immanuela Velikovskiego " Zderzenie Światów"- "Worlds in Collision". Dzięki swym studiom związanym z psychoanalizą, a szczególnie z bohaterami Freuda – Edypem i Echnatonem, Immanuel Velikovski zaangażował się głęboko w badania historii starożytnej, a w szczególności Bliskiego Wschodu. Przy tej okazji zetknął się z egipskim papirusem, który opisywał zdarzenia zaskakująco podobne do opisanych w Księdze Exodus w Starym Testamencie. Idąc tym śladem, Velikovski, w czasie 10-letnich skrupulatnych badań przestudiował źródła pochodzące od wszystkich kultur. Wszędzie znalazł doniesienia o wielkich katastrofach naturalnych, zaskakujących swoim podobieństwem, co pozwalało mu przyjąć, że te dramatyczne wydarzenia objęły całą kulę ziemską.
Pozostawało to w sprzeczności z powszechną teorią jednorodności, według której obecny stan Ziemi jest wynikiem niewielkich zmian zachodzących w długim okresie czasu, przy uwzględnieniu tylko takich procesów, jakie można zaobserwować obecnie. Ale co było jeszcze bardziej zaskakujące, to datowanie tych katastrof w czasach historycznych, kiedy według przyjętych poglądów naukowych panował spokój i wszystko pozostawało w normie...
W tym samym czasie kiedy Velikovski dowiedział się o globalnych katastrofach, odkrył też, że powszechnie przyjęta chronologia historii starożytnego Egiptu myli się o szereg wieków. W szczegółowych badaniach, zrekonstruował rzeczywisty bieg wydarzeń i znalazł proste i przekonujące wyjaśnienie wielu sprzeczności.
Chcąc zweryfikować swoje odkrycia oparte na starożytnych źródłach, Velikovski podszedł wszechstronnie do geologicznych, paleontologicznych i archeologicznych faktów, i wykazał, że - mimo sprzeczności z obowiązującą wiedzą - prowadzą one do tych samych wniosków.
Unikalne podejście Velikovskiego polegało na tym, że potraktował DOSŁOWNIE spisane starożytne świadectwa, zamiast interpretować je w znaczeniu metaforycznym.
To podejście doprowadziło go do dalekosiężnych wniosków dotyczących przyczyn opisanych katastrof. Okazało się, że planety Wenus i Mars odegrały decydującą rolę w tych naturalnych katastrofach, co pozostaje całkowicie w sprzeczności z ich obecnym statusem spokojnych sąsiadów Ziemi. 
Od 1950 roku „Velikovsky” jest powszechnie znanym badaczem, związanym z zestawem odważnych, ale wysoce nieortodoksyjnych twierdzeń, które są dziś kwestionowane.
W swoich pismach Immanuel Velikovsky dokumentował swoje idee obfitymi odniesieniami, ale sprawiał wrażenie, że same idee były spontanicznymi owocami jego własnego twórczego umysłu. Tak się jednak składa, że ​​prawie każde pokolenie od czasów Oświecenia miało swojego „Velikovskiego”, propagującego niezwykle podobne idee. Odnosi się to do tego stopnia, że ​​praktycznie żadna z podstawowych hipotez Velikovskiego nie była oryginalna.
Kim byli ci wcześniejsi „Velikovscy”?
W 1655 roku francuski prawnik i teolog Izaak de la Peyrère (1596-1676) odszedł od chrześcijańskiego konsensusu swoją tezą „przedadamicką”. Opierając się na wcześniejszym dyskursie żydowskim, de la Peyrère rozumował, że rasa ludzka istniała na długo przed Adamem, a „stworzenie świata”, o którym opowiada Księga Rodzaju, w rzeczywistości dotyczyło tylko ostatniego epizodu w ciągłym cyklu kosmicznej destrukcji i stworzenia. 
Velikovsky otworzył "Worlds in Collision" dyskusją na temat takich „epok świata” i napisał rozdział zatytułowany „The Pre-Adamite Age”, który do dziś pozostaje nieopublikowany...

W latach 80. XVII wieku angielski teolog Thomas Burnet (ok. 1635? – 1715) twierdził, że oś obrotu Ziemi pierwotnie była prostopadła do płaszczyzny ekliptyki, tworząc jednolity sezon i klimat na Ziemi, dopóki potop nie przyspieszył przechylenia osi : „… Pozycja pierwotnej Ziemi była pionowa, jej oś była zawsze umieszczona i utrzymywana w równoległej linii do osi ekliptyki, skąd wszystkie Ruchy Niebios były jednolite, a Przebieg Roku był czysty i niezmieszany , bez różnic pór roku”. Zmiany nachylenia osi obrotu Ziemi były podstawą teorii Velikovskiego.

W latach 1696-1708 angielski erudyta William Whiston (1667-1752) zaproponował, że Ziemia była pierwotnie kometą, która została przekształcona w planetę dopiero po uderzeniu innej komety. Potop nastąpił, gdy ziemia przeszła przez – podobno wodnisty – ogon tej samej lub jeszcze innej komety. Z pism klasycznych Whiston wywnioskował dalej, że oś obrotu Ziemi uzyskała swoje nachylenie w tym samym czasie i że pierwotnie rok składał się tylko z 360 dni. Planeta w fazie kometarnej, ekstremalnie bliskie przeloty komety, katastrofalne przechylenie osi Ziemi i krótszy rok były charakterystycznymi cechami analizy Velikovskiego.

W pracy opublikowanej pośmiertnie w 1766 r. francuski matematyk, językoznawca i filozof Nicolas Antoine Boulanger (1722-1759) stwierdził, że ludzki umysł jako całość cierpi z powodu głęboko zakorzenionej traumy psychicznej, wywołanej katastrofami kosmicznymi na skalę globalną, której mity i rytuały zbiorowo i wyłącznie upamiętniają: „Wszystkie kulty, pochodzenia wodnego, były próbami upamiętniającymi tę jedyną katastrofę, która bardzo ciążyła na człowieku.” To wrażenie poprzedzało psychoanalityczne podejście Velikovskiego do pokatastroficznej traumy i amnezji ludzkości o prawie dwa stulecia.

Giovanni Rinaldo, hrabia Carli-Rubbi (1720-1795), był włoskim ekonomistą i antykwariuszem o niezwykle wszechstronnym umyśle. Opierając się na badaniu starożytnych źródeł. W swoich listach amerykańskich, skomponowanych w latach 1781-1783 – spekulował, że Ziemia przed potopem posiadała mniejszą orbitę wokół Słońca, co dało rok 360 dni. Przelatująca kometa przekształciła dotychczasowy okrągły kształt orbity Ziemi w eliptyczny, wywołała ogólnoświatowe powodzie i pożary, spowodowała „wydłużenie osi ziemskiej ścieżki” odpowiedzialnej za bieżącą długość roku i spowodowała odwrócenie kierunku wschodu lub zachodu słońca. Katastrofalne konsekwencje bliskiego spotkania z kometą, widoczne odwrócenie „zachodu” i „wschodu” oraz oryginalna długość roku 360 dni to najistotniejsze aspekty modelu Velikovskiego.

Już w 1823 r. niemiecki filolog Johann Gottlieb Radlof (1775-1827/1829) wydał cienką książeczkę zawierającą zestaw radykalnych idei, które uczyniły go najwcześniejszym znanym „katastrofem planetarnym”. Radlof przyjął hipotezę Olbersa (ok. 1802), że mniejsze planety Ceres, Pallas, Juno i Westa odkryte niedawno w „pasie asteroid” między orbitami Marsa i Jowisza były pozostałościami po dawnej olbrzymiej planecie poruszającej się po tej orbicie.

Opierając się w dużej mierze na tradycjach klasycznych, Radlof nazwał tę planetę „Faetonem” i twierdził, że w zbiorowej ludzkiej pamięci zakodowane zostało że rozpadła się po zderzeniu z kometą. Następnie przypuszczał, że planeta Wenus była jednym z pozostałych fragmentów, które rozpoczęły „fazę wędrówki”, obejmującą kilka bliskich spotkań z Marsem, zanim osiadła na swojej obecnej orbicie. Z powodu tych turbulentnych wydarzeń oś obrotu Ziemi odchyliła się od swojej pierwotnej pozycji w stosunku do płaszczyzny równikowej: „Z powodu zderzeń dwóch zaburzonych ciał kosmicznych Hesperus i Phaethon, ale zwłaszcza z powodu zmiany orbity tego pierwszego i stosunków równowagi wszystkich planet naszego Układu Słonecznego, które uległy całkowitej zmianie, środek ciężkości naszej Ziemi również musiał zostać zakłócony, a jej poprzednie położenie względem Biegunów zmieniał się dwukrotnie.” Nastąpiły również powodzie, pożary, trzęsienia ziemi i przedłużająca się ciemność. Cały pakiet nieobliczalnej Wenus, flirtującej z Marsem i powodującej wstrząsy geologiczne przed wejściem na obecną orbitę, przetrwał w całości w dorobku Velikovskiego.

Francuski arystokrata Antoine Bernard Alfred, baron d'Espiard de Colonge (1810-), przećwiczył podobne pomysły w książce opublikowanej w 1865 roku: gigantyczna planeta istniała kiedyś w pasie asteroid pomiędzy Jowiszem a Marsem; Księżyc został albo schwytany, albo uformowany z oderwanej części ziemi na początku historii a ekstremalne kosmiczne perturbacje przypisywane bliskiemu przejściu „ogromnego ciała planetarnego lub meteorytowego” całkowicie wpłynęły na powierzchnię Ziemi. Baron podkreślał : „… mitologia, mówię, jest historią wszystkiego, co miało miejsce na Ziemi w określonym czasie, którego chronologia nie jest w stanie dokładnie określić”.
Wprowadził także koncepcję odrębnych „epok” chronologicznych związanych z kosmiczną katastrofą jako nowy składnik ewoluującego koktajlu katastroficznego: gwiazdy były początkowo niewidoczne, podczas gdy Słońce przekształciło się w ciągu czterech epok; a wszystkie kultury ludzkie zachowały pamięć o minionym „wieku bogów”: „Złoty wiek lub ziemski raj… poprzedza wielkie wydarzenia, które zmieniły wszystko na Ziemi…”. natomiast sposób, w jaki Velikovski traktuje ludzkie wspomnienia z „bezksiężycowego” wieku, również przetrwał w niepublikowanej formie.

Wracając do Enuma Elish, według tego starożytnego przekazu, mającego ze względu na ilość szczegółów, pierwszeństwo przed wszelakimi domysłami starożytnych czy nowożytnych naukowców, początkowo planety zewnętrzne układu Słonecznego były mniejsze od Ziemi, lecz z czasem nabrały masy prześcigając je -  sądzę że prawdopodobnie najwięcej jest w ich składzie wody podobnej w składzie chemicznym do ziemskiej. To oczywiście tylko przypuszczenie, choć biblijne "wody górne i dolne" sugerują moim zdaniem proces tworzenia planet z wodnego obłoku okołosłonecznego. Rozpatrując sytuację w kontekście astrofizycznym, Ziemia pierwotnie powinna posiadać klasyczną, pionową oś obrotu a więc rajski komfortowy brak pór roku - idealnie stabilny klimat, oceaniczną powierzchnię, około 2 razy większą średnicę i proporcjonalną do tego grawitację pozwalającą utrzymać grubszą atmosferę, a co za tym idzie również i ciśnienie atmosferyczne co miało oczywiście wpływ na osiągane rozmiary roślin i zwierząt. Ogromne rozmiary i masa dinozaurów, sugerują też że ich tryb życia był związany z przystosowaniem do wyporności środowiska wodnego. Brak pór roku, akumulacyjna zdolność zbiorników wodnych i grubsza atmosfera ówczesnej Ziemi, sprzyjały stabilnym warunkom biologicznym takim jak naświetlenie czy temperatura, ważne dla powstania i późniejszego rozwoju życia. Ziemia spełniała więc w tym czasie rolę inkubatora, rzekłbym "kosmicznej proto-macicy" co w zupełności wystarczało do rozwinięcia życia w wodnym środowisku. 
Podejrzewam że życie powstające we wodzie, jest to kosmiczny standard kreacji życia. Środowisko wodne w którym pozostały bliźniacze nam formy inteligentne jak delfiny które zdążyły wykształcić w swoim o wiele bardziej niż nasze, pofałdowanym mózgowiu nawet BIO-RADAR, jest najstarsze. Teraz eksplorujemy środowisko gazowe a w przyszłości (tuż za rogiem w przyszłości jeśli ludzkość pójdzie po rozum do głowy) to co jeszcze nas czeka, czyli środowisko "subgazowe" - przestrzeń kosmiczna.

Gdy Układ Słoneczny wstępnie się uformował, do planet krążących wokół Słońca został wciągnięty najeźdźca - przez Sumerów, zwany Nibiru, ale Babilończycy przemianowali go na Marduka.

Pojawił się głęboko z kosmosu i został wciągnięty przez pole grawitacyjne Neptuna, czyli Ea "Ten, którego domem jest woda". Zakładam, zapewne trafnie, że Neptun jest najbardziej wodną planetą z obecnych. W Enuma Elisz jest on ojcem Marduka. Gdy mijał Neptuna i Urana sypał na nich iskrami i błyskawicami (wyładowania elektryczne jakie do dziś mają miejsce pomiędzy Jowiszem a Io, które dyskretnie wskazują nam elektryczną naturę Wszechświata). Marduk mógł już wtedy mieć swoje satelity albo pożyczyć je dzięki swojej sile oddziaływania na inne planety. Kiedy mijał Urana, czyli Ana, pożyczył jeszcze więcej satelitów i przechylił swoim polem elektromagnetycznym jego oś wirowania na bok. W sensie eposu "Anu pokłonił się Mardukowi".

Tekst mówi, że Anu zrodził i wykształcił cztery wichry, a dalsza część o tym, że Nibiru zyskał wtedy trzy. Wichry tutaj opisywane to w moim mniemaniu są pierścienie. Minąwszy Neptuna i Urana, Nibiru znalazł się w oddziaływaniu olbrzymich planet Saturna i Jowisza, co jeszcze bardziej wciągnęło go w kierunku centrum Układu Słonecznego. To właśnie wtedy przeznaczenie Nibiru zostało zmienione. Nowe przeznaczenie, czyli tor orbitalny wokół Słońca, kierowało go teraz w stronę Tiamat.

W rejonie Tiamat, czyli obecnie w rejonie Pasa Planetoid, Układ Słoneczny był wyjątkowo niestabilny. Silne pole oddziaływania Jowisza i Saturna z jednej strony, a pola elektromagnetyczne mniejszych planet z drugiej, powodowały zaburzanie i wyrywanie części wodno-powietrznego obłoku protoplanetarnego Tiamat, co skutkowało gromadzeniem się na jej orbicie w większości lodowych satelitów. Według podania także zwiększająca się masa Tiamat-Ziemi i księżyców, zaczęła powodować zakłócenia w ruchu swoim i innych planet. Jak wielka musiała być siła sumy tych zakłóceń aby wpływać z tamtego miejsca na odległość do Marsa i Jowisza ? Obecnie Ziemia ma średnicę prawie 13 tysięcy km a Neptun ponad 24, można powiedzieć że jest bliski rozmiaru dawnej Ziemi- Tiamat. Biorąc pod uwagę że Neptun jest planetą w stanie ciekłym, Ziemia jako w części zasadniczej- skalista planeta, mogła w tamtym czasie wywierać dużo większy od niego wpływ grawitacyjny.
Ziemia/ Tiamat zyskała wtedy łącznie 11 księżyców z których 10 straciła przy pierwszym zderzeniu z obcą planetą. Najbardziej niebezpieczny dla innych planet był Kingu, "Wielki posłaniec", obecnie nasz Księżyc, który urósł niemal do rozmiarów planetarnych i był gotów, aby zdobyć własną orbitę wokół Słońca, czyli własne przeznaczenie. W innych źródłach mowa była o tym że był czas kiedy Ziemia nie posiadała żadnego księżyca, albo też jest to czas kiedy Księżyc przewędrował jeden obieg z Nibiru i powrócił przy następnym zderzeniu. Jednak teoria naukowa o tym że Księżyc jest częścią Ziemi całkowicie mija się zarówno z wyobraźnią i logiką, ponieważ po zaniknięciu obłoku protoplanetarnego nie zdążyłby się "na zimno" uformować w tak doskonałą geoidę. Poza tym są dowody, że jest w nim kuriozalna wręcz zawartość tytanu względem krzemowej Ziemi, co z marszu dyskwalifikuje taką teorię. Osobiście podoba mi się teoria że niektóre księżyce i małe planety z dużą zawartością litego metalu mogą być przeskalowanymi sferulami które są materiałem rozszczepiennym wybuchów jądrowych ale w tym wypadku po wybuchu gigantycznych supernowych, a jak wiemy, w kosmosie skala nie ma znaczenia więc jest to jak najbardziej możliwe. Nawet powstanie mniejszych gwiazd metalicznej struktury mogłoby zachodzić tym wybuchowym sposobem. Taki księżyc, powstały po wybuchu supernowej, zawiera gazową "bańkę" położoną niecentrycznie wewnątrz metalowej lub domieszkowanej skorupy, w wyniku wysokiej prędkości odrzutu podczas zastygania, tym samym wszystkie księżyce synchronicznie ustawione jedną stroną do planet, jak nasz ziemski, mogą pochodzić z dawnego wybuchu "pobliskich" supernowych. Tak się składa że są to wszystkie większe księżyce w układzie Słonecznym. Mogą nimi być też wszystkie skaliste planety bez pola magnetycznego jak Mars i Wenus. Tak czy inaczej, Księżyc jest zbyt duży aby zupełnie naturalnie powstał i utrzymał się przy  Ziemi o obecnym niezbyt wielkim względem niego rozmiarze.

W dalszej części eposu czytamy że gdy spotkały się magnetosfery Nibiru i Tiamat, planety "wymieniły się spojrzeniami" [tu moja wyobraźnia elektryka podpowiada że nastąpiły wyładowania elektryczne między powierzchniami planet]. W wyniku tego mogło dojść do stopienia kwarcu w zielone szkło odnajdowane dziś w wielu miejscach Ziemi jak np Sahara. Także powierzchnia Księżyca od strony Ziemi posiada tzw. "morza" które wyglądają na obszary tytanowej skorupy, stopionej prądem elektrycznym dokładnie tak samo, jak obecnie topi się złom metalowy w hutach. Ostatnio chiński łazik odkrył szklane kulki po niewidocznej stronie księżyca. Takie kulki mogły jedynie powstać w wyniku uderzenia międzyplanetarnych piorunów, nie w wyniku upadku komet, jak twierdzi nauka która każdy problem próbuje tłumaczyć jednym upośledzonym rozwiązaniem. Takie kulki na stopionych prądem morzach widocznych od obserwowalnej strony Księżyca, nie miałyby szansy przetrwać.
Po zbliżeniu Nibiru nadchodzącego w asyście siedmiu satelitów do Tiamat, otoczonej ilością jedenastu satelitów doszło do zderzenia obu planet. Mimo przeciwnych kierunków ruchu, nie zderzyły się bezpośrednio, ale Nibiru cisnął w Tiamat jednego ze swoich satelitów, zwanego "Złym Wiatrem". W ten sposób "przedarł jej wnętrzności i rozszczepił serce". Na powierzchni Tiamat popękała skorupa, spod której wydobywała się magma powodując wyrzucanie kłębów pary wodnej a jej księżyce, Nibiru wytrącił z ich dotychczasowych orbit. Zostały one zmuszone do poruszania się we wstecznych kierunkach. Wśród nich są obecne komety, które poruszają się w przeciwnym kierunku niż większość planet Układu Słonecznego po wielkich eliptycznych orbitach. Kingu - Księżyc podczas tej kolizji stracił swą prawie niezależną orbitę (być może orbitował częściowo równolegle z ówczesną Ziemią, nie okrążając jej zbyt często) i musiał pozostać na orbicie wokół poharatanej Tiamat. Pozostałe księżyce zostały przechwycone prawdopodobnie przez Jowisza, Saturna i inne dalsze planety. Już samo to że żadna inna planeta nie posiada tak dużego księżyca względem swej średnicy, wydaje się co najmniej dziwne.

Po zwycięstwie nad Tiamat, Nibiru okrążył słońce i dopiero za drugim obiegiem wkoło Słońca po około 3600 lat powrócił znów w jej pobliże i nastąpiło zderzenie obu planet, miażdżąc Tiamat na skalny gruz. Uderzenie to rozbiło ówczesną matkę życia na dwie części. W jedną z nich uderzył potem kolejny księżyc Nibiru zwany "Wiatrem Północnym", co spowodowało, że Tiamat została przesunięta razem z Kingu - Księżycem na nową orbitę, gdzie nie było żadnej planety. Prawdopodobnie dużym metalicznym jądrem Ziemi względem tej średnicy planet, może być jeden z księżyców Nibiru / Marduka, co wyjaśniałoby wyjątkowo silne pole magnetyczne Ziemi w porównaniu z innymi skalistymi planetami podobnych rozmiarów które w zasadzie nie posiadają ani dziesiątej części tak silnego pola jakim dysponuje dziś Ziemia. Jednak mam też inną hipotezę. Skład jądra Ziemi to przede wszystkim złoto które dotarło ze Słońca, jak to jest zapisane w treści eposu. Nie żelazo, jak twierdzą geolodzy. Pozostałe planety podobnej wielkości, powstając i pozostając w naturalnym stanie, są zbyt małe aby powstało tak silne pole. Takie "wyróżnienie" wśród planet może powstać tylko przez zderzenie i utratę części płaszcza. W czasie tych zdarzeń, Księżyc mógł oberwać piorunami w "twarz" ukształtowaną z mórz księżycowych, powstałych moim zdaniem w wyniku miejscowego nadtopienia jego quasi-tytanowej skorupy. 
Podobne efekty jak po-wyładowaniowe bruzdy (niestety, nie są to żadne górotwory) czy kratery wulkanów, jak największa znana góra Olympus Mons, są też obecne na Marsie, który nomen omen znajduje się na drodze przemieszczenia dawnej Ziemi z miejsca rozbicia do miejsca obecnego.
Druga część Tiamat rozbita na kawałki, stała się "niebiańską bransoletą”, z której mamy obecnie piękny pierścień Pasa Planetoid, krążący obecnie między Marsem a Jowiszem. Co ciekawe, według badań naukowych, skład mineralny planetoid i pozostałego "gruzu" Pasa Planetoid jest znacząco podobny do składu płaszcza ziemskiego choć nie wiem w jaki sposób to zbadano... Chyba jakąś zdalną metodą szacunkową. Obstawiam jednak, że skład planetoid trochę się różni, a to z powodu że były wcześniej częścią niezależnie tworzących się z obłoku proto-planetarnego, księżyców Tiamat. Nibiru w drodze powrotnej przez Układ Słoneczny ustalił ostateczne przeznaczenie Urana i Neptuna, czyli ukształtował ostatecznie ich orbity a Plutonowi, który był dotąd księżycem Neptuna, przydzielił orbitę w najdalszej części nieba. Otrzymał on wtedy nowe imię - "ten, który wskazuje drogę", jako, że odtąd był pierwszą planetą, (obecnie planetoidą) na którą się napotykało w drodze do Układu Słonecznego.
Nibiru wyznaczywszy w ten sposób orbity planet, ustanowił następnie dla siebie dwie siedziby, pierwszą na "Firmamencie", czyli w pobliżu pasa planetoid, a drugą odległą "w Oceanie"- wysokości orbitalnej gdzie było najwięcej wody dla okołosłonecznego pierścienia wodnego. Dzisiaj nazywa się to perygeum (punkt w orbicie najbliższy słońcu) i apogeum (punkt w orbicie najdalszy słońcu). Okres pełnego obrotu Nibiru wokół słońca wynosi 3600 lat.

Czy Pas Planetoid faktycznie powstał z utraconej części Ziemi /Tiamat, będzie można dowieść wyłącznie gdy wysłana tam pierwsza załogowa czy automatyczna ekspedycja międzyplanetarna, odnajdzie wśród astro-wykopalisk, poza spodziewanym ziemskim zestawem minerałów, min. szczątki fauny i flory zawierające DNA ziemskiego pochodzenia. Była to podwójna katastrofa.
Echa tych zderzeń w postaci okresowo "lądującego" na Ziemi i innych planetach, śmiecia meteorytowego, orbitującego w obszarze Układu Słonecznego, możemy zaobserwować po niejednorodnie rozmieszczonych śladach bombardowania praktycznie wszystkich skalistych planet i księżyców. W tamtym czasie wyginęły rodzime dinozaury ale niejako w zamian, Ziemia przechwyciła część flory i fauny z Nibiru, co można zauważyć dziś nie tylko po niektórych roślinach nie posiadających swojego dzikiego odpowiednika. Takich "kwiatków" jest dużo więcej.
Obce ciało niebieskie dominowało wtedy nad naszą planetą, zarówno rozmiarem jak i twardością skorupy, więc w porównaniu z obecną wielkością Ziemi, mogło ją przekraczać średnicą ponad 2 krotnie, prześcigając tym samym 2 razy większego od obecnej Ziemi, Urana. Zbliżająca się do Słońca wulkaniczna, skalista planeta Nibiru, mogła emitować krótki warkocz w kształcie rogów po bokach planety widoczny z Ziemi, który przywodzi na myśl alegorię Lucyfera, co znaczy dosłownie "Niosący Światło". Przypadkowa analogia? Nie sądzę... 

Abstrahując od spekulatywnej zasadności wszelkich teorii, wielorakie skutki dawnego zderzenia przy odrobinie wyobraźni można całe szczęście dotychczas samodzielnie zaobserwować i dokładnie zweryfikować na powierzchni Ziemi. Czy to używając Google Earth, czy też jeśli ktoś wykaże własną inwencję - podróżując. 
Znaczącym, weryfikowalnym za pomocą obecnej technologii Google dowodem katastrofy, jest  tak zwany "Pierścień Ognia" wkoło Oceanu Spokojnego. Jest to granica między skalistą powłoką dna Oceanu Spokojnego a linią lądu gdzie mają miejsce najsilniejsze trzęsienia na Ziemi.
Grubość skorupy skalnej dna Oceanu Spokojnego wynosi ~ 5 km, podczas gdy grubość płyt tektonicznych na pozostałej powierzchni Ziemi w zależności od kontynentu to ~ 100 do ~600 km! (Azja - okolice Syberii). 
Świadczy to jednoznacznie że pod powierzchnią Oceanu Spokojnego w ogóle NIE MA oryginalnej starej płyty tektonicznej!!!
Nie ma więc mowy o naturalnych procesach kształtowania geologicznego Ziemi jak twierdzi się dotychczas, wyjaśniając wszystkie te zjawiska jedynie powolnym ruchem płyt tektonicznych. Wewnątrz "Pierścienia Ognia" czyli wyrwy powstałej przy zderzeniu planet, jest jedynie niewielka kilkukilometrowa skalista warstwa powstała z zastygłej, studzonej powracającą naprędce wodą, magmy. Nie tyle wyrwy powiedziałbym, co w zasadzie wybicia w przestrzeń połowy płaszcza, ale także załamania reszty skorupy ziemskiej pod własnym ciężarem z powodu braku podparcia uchodzącą w przestrzeń magmą, wynikającego ze zmniejszenia średnicy płynnego płaszcza planety, co można zauważyć wokoło Oceanu Spokojnego zwłąszcza wzdłuż kierunków wschód - zachód w postaci połamanych zachodzących na siebie płyt tektonicznych. Zaś płyta pierwotna została po części wbita głęboko w magmę w pobliże jądra Ziemi, co potwierdzają badania sonarograficzne. a także uleciała w kosmos. Naszło mnie też skojarzenie że także woda z oceanu została wyrzucona zderzeniem ponad wysokość stratosfery na granicę działania "grawitacji", gdzie znaczna jej ilość uciekła w przestrzeń, stąd zapewne powracające w pobliże orbity Ziemi, uwiecznione często na antycznych obrazach komety, ale częściowoa powracając, mogła z tej wysokości spowodować efekt długotrwałego deszczu uderzająco podobnego czasem trwania i skutkami do biblijnego potopu trwającego wg Biblii około 40 dni i nocy. Bez przerwy. Również za jednym pociągnięciem całe zdarzenie wyjaśniałoby przyczynę krzywej linii brzegowej najwyżej na świecie położonego jeziora Titicaca. Z resztą cały kontynent Ameryki Południowej jest przekrzywiony w stronę Oceanu Atlantyckiego z powodu utraty masy z jego przeciwnej strony, czego efektem jest powstanie największej na świecie rzeki Amazonki. Nie zdziwiłbym się wcale gdyby odnaleziono też kości dinozaurów wtopione bezpośrednio w skalne górotwory. 
Widoczne na poniższych zdjęciach struktury nie formowały się więc powolnymi procesami górotwórczymi, proponowanymi w Teorii Pangei. Również jak sądzę rzekomo szkodliwa erozja gruntów jest w tym wypadku jedynie naturalnym procesem powrotu rzeźby terenu do stanu równowagi, nie zaś destrukcyjnym procesem jak wyjaśnia nam to zjawisko geofizyka. Oprócz pęknięć skorupy i powstałych wzdłuż nich strzelistych górotworów, zmiany są widoczne także w postaci przeskalowanych rozmiarem pofałdowań terenu dna morskiego, przypominających swą formą kręgi fal na wodzie. 








Na pierwszym zdjęciu w lewej dolnej części widzimy struktury przypominające kawałki śniegowego błota oderwane od nadkoli rozpędzonego samochodu, rozbryzgujące się po gładkiej ulicy choć każdy może mieć inne skojarzenia. Należy zauważyć też że kierunek rozbryzgu wszystkich narzuconych z powracającej po uderzeniu magmy form, zgadza się za każdym razem z kierunkiem przeciwnym do ruchu wirowego Ziemi ale tu już trzeba odtworzyć to sobie w wyobraźni. Jeśli Słońce biegnie po niebie ze wschodu na zachód to Ziemia rotuje z zachodu na wschód, a zachód mamy na mapie zawsze po lewej stronie, czyli Ziemia rotuje z lewej strony na prawą, przy czym, nie jestem pewien czy w międzyczasie od zastygnięcia magmy nie zmieniła kierunku obrotów. Tego też nie można wykluczyć choć decydujący jest tu efekt żyroskopowy.
 










Na tym zdjęciu widać wyraźnie różnicę ukształtowania terenu między kontynentami a oceanem, którego ledwo wykształcone 5 kilometrowej grubości dno, załamuje się pod naciskiem starych kontynentalnych grubych płyt tektonicznych. Niektóre z form utworzonych przez magmę i wodę we współdziałaniu, jak widoczne w łukowatej formie opadające po uderzeniu z powrotem na powierzchnię strugi magmy, wymagałyby przeprowadzenia symulacji komputerowych.








Na tym zdjęciu australijska płyta tektoniczna z charakterystycznym rogiem powstałym z pęknięcia płyt, których komplementarna część może być w Pasie Planetoid lub zupełnie gdzieś daleko, zanurzała się po zderzeniu i na powrót wynurzyła, formując na sobie biegnące w różnych, dość logicznych patrząc pod kątem mechaniki kierunkach, łukowate struktury magmy, wzbudzone gigantyczną energią zderzenia aby ostateczne zastygnąć, osiągając obecny stan równowagi. Natomiast poziome (wzdłuż równoleżników) linie proste, które można zaobserwować na mapie całego dna oceanu jako ciągnące się wiele tysięcy kilometrów bruzdy, moim zdaniem są pozostałością wynikającą z tego że obracająca się odsłonięta podczas zderzenia kula magmowa płaszcza naszej planety, formowała je przez poruszającą się wstecznym ruchem pozostałą cześć skorupy ziemskiej zarysowując je, aby bardzo szybko zastygły schłodzone wodą.










Tu z kolei widać japońskie wyspy które są niczym więcej jak zastygłą gigantyczną podwójną falą magmy o wygasającym przebiegu wywołaną pionowymi wahaniami części wschodniej płyty azjatyckiej. Za znanymi wszystkim czterema wyspami od zachodniej strony oceanu, znajdują się wysepki powstałe z rozrzutu opadającej "japońskiej" magmy, wybitej w przestrzeń spod tego co teraz nazywamy Japonią w czasie pierwszego momentu zderzenia, których już nie widać po zachodniej stronie wysp na Morzu Japońskim. Zbieg okoliczności? Czy logiczna konsekwencja tamtych niewyobrażalnie gigantycznych zdarzeń?










To zdjęcie - wisienkę, zostawiłem na koniec mojego "tortu" bo uważam za najciekawsze, nie potrzebuje nawet komentarza, ponieważ jak sądzę nie trzeba tu włączać "specjalnych mocy Yedi" aby dostrzec charakterystyczny "jęzor" magmy, przelewający się pod Argentyną w prawo między dwoma oceanami. Więc widzimy tu że Ziemia to zlepek pozostałych po rozbiciu o wiele większej wodnej planety dawniej zwanej "wodnym potworem Tiamat". Ja nazywam Ziemię naturalną kosmiczną macicą Życia.












Tak zwane "rowy oceaniczne" powstały w krótkiej chwili wobec całej historii naszej planety, gdy magma spod oceanu została przyciśnięta falami świeżej magmy, wypływającymi spod kontynentów, wgniatając jeszcze elastyczną całość na połączeniach obu struktur w dół do Ziemi.









W zasadzie nie ma miejsca na powierzchni Ziemi w którym nie byłoby można odnaleźć skutków tak gigantycznego zderzenia. Choćby fakt że często gdy obserwujemy odsłonięte dawne struktury w gruncie, te są ułożone często skośnie w dół, nie horyzontalnie. Nie jest to proces naturalny. Wnioskując z tak powstałej rzeźby terenu, sądzę że górotwory o wyrównanych gładkich czy obłych kształtach jak Ślęża, powstały w czasie gdy Ziemia była jeszcze wielkim praoceanem podobnie jak w filmie "INTERSTELLAR", a dopiero po zderzeniu, kiedy duża część wody wraz z częścią skorupy, utworzyła Pas Planetoid a lita skorupa zewnętrzna Ziemi spękała, wynurzyły się lądy znajdujące się wcześniej na poziomie dawnego dna oceanicznego. Następnie wraz z nimi powstały wszelkie góry skaliste o ostrych strzelistych krawędziach. Również podwodne piramidy i zalane błotem stare budynki w wielu miastach których zdjęcia można dzisiaj znaleźć w sieci albo zmienione linie brzegowe jezior, rzeźba terenu, są świadectwem kolejnych potopów powstałych jako powtarzające się echo tamtych zdarzeń z cyklicznością orbit ustabilizowanych po tym zderzeniu meteorów i komet. Aż do wyciszenia kiedy to kosmiczny gruz z rozbicia powyłapywały z grubsza sąsiednie planety. W tym gigantyczny odkurzacz bezpieczeństwa- Jowisz, który w wyniku takiego odkurzania w odpowiednim czasie może stać się mini gwiazdą ze swoimi czterema głównymi mini planetami.  
Wystarczy zaobserwować jak płaski łagodny spadek posiadają Andy od wschodniej strony i stromy, krótki od zachodniej. Tak jakby ktoś odciął część terenu od zachodniej strony nożem. Od tamtej strony gleba praktycznie nie rodzi, nie ma po tamtej stronie również rzek, ten teren jest jak otwarta rana wydobyta z wnętrza Ziemi. Ciekawostką potwierdzającą założenia jest fakt że na wysokości 3 tyś. km znaleziono skorupiaki które powinny znajdować się na dnie oceanu. 
Oczywiście trudno nam teraz wyobrazić sobie skalę takiej katastrofy, dlatego też właśnie z tego powodu, w czasie wczesnego burzliwego rozwoju nauki, alternatywne propozycje dla teorii wędrówki kontynentów, a były takowe, zostały odrzucone. Pewne światło na temat słuszności tych założeń rzuca fakt opisu podobnego zdarzenia w powieści fantastycznej znanego pisarza J. Verne`a "Hector Servadac". Dzisiaj przez niezbyt szczęśliwą dla nauki teorię Pangei, doszukujemy się takich samych zjawisk na Marsie, co jest szczytem naukowej ignorancji. To wszystko trzeba zmienić. Teorie nie mogą być traktowane jak święte krowy. Wszystko co jeden człowiek ustanowił, inny może przyjść i obalić i wice wersa. Moim zdaniem wszelkich obserwacji wzajemnego ruchu płyt tektonicznych, należy spodziewać się jedynie na planetach które uległy podobnej katastrofie. Wszelkie teorie przyczynowo skutkowe w tektonice, geologii, archeologii i inżynierii budowlanej należałoby rozpatrywać od tej pory w ścisłej współpracy pomiędzy dziedzinami nauki  uwzględniając daleko szerszy motyw astrofizyczny że Ziemia miała zarówno inne rozmiary, zupełnie inne położenie kontynentów jak również inne położenie w Układzie Słonecznym. Na ten przykład, abstrahując czy jest to zasadne czy nie, zamiary budowy i rozmieszczania elektrowni jądrowych w pobliskiej okolicy omawianego "Pierścienia Ognia" bezwzględnie powinny być wstrzymane. Abstrahując od tego czy zasadne jest budowanie jakichkolwiek atomowych urządzeń gdy cały czas dosłownie "taplamy się" we Wszechświecie pełnym energii. Również nie powinno być w takich miejscach dopuszczalne projektowanie i budowa miast i wysokich zabudowań czy też infrastruktury komunikacyjnej, bez uwzględnienia możliwości wystapienia wewnętrznych pustek w płaszczu ziemskim w miejscach spękanej powierzchni ziemskiej skorupy i towarzyszących im zjawisk w postaci tzw "sinkholes". Mimo odległej historii tych zdarzeń, polecam się zabezpieczyć w postaci przydomowych najlepiej betonowych bunkrów przed ewentualnymi możliwymi do dziś cyklicznymi upadkami meteorów  lub trzęsień ziemi pochodzących z tamtych pradawnych czasów.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz